Najpierw Jintao, teraz Jiabao
Do spotkania Obama-Jiabao, w którym wzięła udział także szefowa amerykańskiej dyplomacji Hillary Clinton, doszło na marginesie rozpoczętego właśnie na Bali Szczytu Azji Wschodniej (EAS); spotkanie nie było zaplanowane. Jak zauważa agencja Associated Press, jest to wyraz uwypuklenia przez amerykańskie władze znaczenia Chin, zwłaszcza że prezydent Obama przed tygodniem rozmawiał z prezydentem Chin Hu Jintao na szczycie Współpracy Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC) na Hawajach.
Xinhua: więcej pytań niż odpowiedzi
W komentarzu chińskiej agencji Xinhua czytamy, że Chiny nie są łatwym partnerem, ale też nie obawiają się ponownego skupienia się USA na regionie Azji. "Właściwie Chiny, podobnie jak inne kraje azjatyckie, nigdy nie uważały, że Stany Zjednoczone opuściły region Azji i Pacyfiku i nigdy nie próbowały wypchnąć ich z tego regionu" - napisano w depeszy. W komentarzu, zatytułowanym "Powrót USA do Azji podnosi więcej pytań niż przynosi odpowiedzi", napisano, że Waszyngton próbuje umizgiwać się do niektórych państw azjatyckich, czego - według Xinhua - oczywistym przykładem są inicjatywy wobec Birmy, a także wtrąca się w długoletnie spory regionalne, najpewniej nawiązując do amerykańskiej pomocy wojskowej dla Filipin, które od lat toczą spór z ChRL o wody Morza Południowochińskiego.
Sporne Morze Południowochińskie
W ostatnim czasie nasiliły się napięcia między państwami regionu związanymi ze spornymi terytoriami i interesami na tym akwenie. Jest ono szlakiem handlowym, przez który przepływają rocznie warte 5 bilionów dolarów towary. Ameryka chce, by szlak ten pozostał otwarty. Morze Południowochińskie jest bogate w złoża ropy, minerałów i obfite łowiska ryb. Tymczasem tytułu własności do całego tego morskiego obszaru domagają się Chiny, a Wietnam, Filipiny, Tajwan, Malezja i Brunei domagają się praw do co najmniej części morza. Napięcia między rywalami okazjonalnie przeradzają się w morskie starcia.
zew, PAP