Mieszkający na Saharze Hotmani twierdzi, że od początku był w zmowie z sympatyzującymi z nowymi władzami bojownikami z miasta Zintan i poinformował ich, kiedy dokładnie miał przejeżdżać konwój dwóch samochodów z Saifem al-Islamem. - Ustaliłem z bojownikami, że najlepszym miejscem na zasadzkę będzie część pustyni otoczona wzniesieniami - powiedział przewodnik. Akcję przeprowadziło dziesięciu bojowników z Zintanu i pięciu z plemienia Hotmaniego, który także brał w niej udział. - Strzelanina była bardzo precyzyjna, przejęcie pierwszego samochodu potrwało około pół minuty" - relacjonuje nomada, dodając, że specjalnie powiedział Saifowi, aby samochody jechały w odległości 3 km; chodziło o to, by porywacze mieli czas na przegrupowanie.
Saif znajdował się w drugim samochodzie i bez problemu schwytano go w trakcie próby ucieczki. Następnie przetransportowano go do Zintanu w górzystym regionie Nafusa, gdzie przebywa w nieznanym miejscu i czeka na proces. Pozostaje niejasne, czy Hotmani planował wydać syna dyktatora od momentu, kiedy nawiązał z nim kontakt, czy w trakcie przeprawiania go przez Saharę, gdy nabrał wątpliwości co do możliwości uzyskania zapłaty. Sam Hotmani twierdzi: "Jestem pewien, że planowali mnie zabić od razu po dotarciu do granicy z Nigrem. Meli dwa pistolety, dwa granaty, nóż i kajdanki". O tym, że Saif był niewypłacalny i chciał zabić przewodnika ma świadczyć fakt, że w jego samochodzie znaleziono jedynie 5 tys. dolarów.
Siły nowych władz libijskich nazywają Hotmaniego "bohaterem", choć na początku nie chciały ujawniać jego tożsamości ze względów bezpieczeństwa. Przewodnik otrzymał już ponoć pogróżki śmierci od zwolenników Muammara Kadafiego. 39-letni Saif al-Islam poszukiwany był listem gończym przez Międzynarodowy Trybunał Karny na podstawie oskarżeń o zbrodnie przeciwko ludzkości podczas tłumienia rewolty w Libii. W niedzielę nowe władze Libii poinformowały, że syn byłego dyktatora nie zostanie przekazany MTK, lecz będzie sądzony w Libii.
pap, ps