Do zmiany ustawy o służbie dyplomatycznej doszło po opublikowaniu w grudniu 2010 r. przez komisję badającą archiwa byłej SB danych o etatowych pracownikach wywiadu i współpracownikach służb specjalnych zatrudnionych w bułgarskim MSZ w ciągu ostatnich 20 lat. Wynikało z nich, że 40 proc. podlegających weryfikacji dyplomatów miało agenturalną przeszłość. W MSZ w ostatnich 20 latach zatrudnionych było około 200 byłych agentów, a obecnie pracuje ich w resorcie 88. Na liście znalazło się również 37 obecnych ambasadorów, m.in. w Londynie, Rzymie, Watykanie, Berlinie, Madrycie, Lizbonie, Moskwie, Belgradzie, Pekinie, Tokio, w przedstawicielstwach ONZ w Nowym Jorku i Genewie. Część z nich wezwano do kraju, lecz prezydent Georgi Pyrwanow, który sam miał teczkę w byłej SB, odmówił zbiorowego odwołania ambasadorów i domagał się rozpatrywania każdej sprawy oddzielnie. Jednocześnie kilku wezwanych do Sofii ambasadorów wystąpiło na drogę sądową przeciw Ministerstwu Spraw Zagranicznych, zarzucając mu dyskryminację i pozbawienie możliwości pełnienia obowiązków służbowych.
Minister spraw zagranicznych Nikołaj Mładenow bronił nowelizacji ustawy, argumentując, że przepisy nie nakazują zwolnienia z pracy w resorcie dyplomacji byłych etatowych pracowników i współpracowników SB, wywiadu i kontrwywiadu wojskowego - będą oni mogli pracować również za granicą, lecz nie jako ambasadorowie i radcy, którzy w wypadku nieobecności ambasadora pełnią funkcje charge d'affaires.
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego jest już kolejną od początku lat 90-tych decyzją uznającą próby zakazu pełnienia funkcji publicznych przez byłych agentów komunistycznych służb specjalnych za dyskryminujące. Tymczasem centroprawicowy prezydent-elekt Rosen Plewnelijew, który wygrał wybory prezydenckie w październiku, zapowiedział, że pierwszym dekretem, który podpisze po objęciu urzędu 22 stycznia 2012 r., będzie odwołanie ambasadorów mających za sobą pracę w komunistycznych służbach specjalnych.
PAP, arb