Protestujący zapowiedzieli, że nie opuszczą będącego kolebką ludowej rewolty placu Tahrir (po arabsku Wyzwolenia) w centrum Kairu do czasu rezygnacji władz wojskowych. "Lud żąda egzekucji marszałka" - skandował tłum, mając na myśli stojącego na czele Najwyższej Rady Wojskowej marszałka Mohameda Husejna Tantawiego, który za czasów Mubaraka był przez 20 lat ministrem obrony. W wydanym komunikacie demonstranci wezwali do zorganizowania w "piątek ostatniej szansy" milionowego marszu pod hasłem natychmiastowego przejścia do władzy cywilnej w formie rządu ocalenia narodowego.
Jak zaznacza Reuters, wydaje się, iż protesty podzieliły egipskie społeczeństwo, którego znaczna część obawia się przedłużenia gospodarczej stagnacji w następstwie niepokojów. Kurs wymiany egipskiego funta spadł do ponad 6 za dolara po raz pierwszy od stycznia 2005 roku, a agencja ratingowa Standard & Poor's obniżyła poziom długoterminowej wiarygodności kredytowej Egiptu z BB- do B+, uzasadniając to zarówno polityczną, jak i gospodarczą słabością kraju.
Najwyższa Rada Wojskowa oświadczyła, że czyni wszystko co możliwe, by zapobiec dalszym aktom przemocy. W wydanym oświadczeniu wyraziła współczucie dla rodzin ofiar, obiecując im wypłacenie odszkodowań. Członek Rady, generał Mamduh Szahin powiedział na konferencji prasowej, że wielostopniowe wybory parlamentarne, których rozpoczęcie wyznaczono na poniedziałek, odbędą się zgodnie z planem. - Nie opóźnimy wyborów. To ostateczne słowo - zaznaczył.
Inny członek Rady, generał Mochtar al-Mulah zaprezentował krytyczne wobec demonstrantów stanowisko. - Jeśli popatrzymy na tych na (placu) Tahrir, niezależnie od ich liczby, nie reprezentują oni narodu egipskiego, ale musimy szanować ich opinię - powiedział. Według Mullaha, wojsko liczy na to, że jeszcze przed poniedziałkiem powstanie nowy rząd dla zastąpienia gabinetu premiera Essama Szarafa, który w trakcie ostatnich zamieszek zgłosił dymisję, nie podając jej powodów.pap, ps