Tenzin Phuntsog, który podpalił się w prefekturze Changdu Tybetańskiego Regionu Autonomicznego, przeżył i został zabrany do szpitala - głosi oświadczenie Kampanii, która powołuje się na emigracyjne źródła tybetańskie. To pierwszy przypadek takiego protestu na terenie samego Tybetu. Pozostałych jedenaścioro aktualnych bądź byłych tybetańskich mnichów i mniszek, którzy od marca dokonali samopodpalenia na terenie chińskiej prowincji Syczuan (Sichuan), domagało się powrotu żyjącego od 1959 roku na emigracji w Indiach 76-letniego dalajlamy oraz wolności dla Tybetu. Co najmniej sześcioro z nich nie przeżyło.
Przedstawiciel władz Tybetańskiego Regionu Autonomicznego oświadczył, iż nic mu nie wiadomo na temat samopodpalenia. Z kolei policja w prefekturze Changdu odmówiła komentarza, zaznaczając, że nigdy nie odpowiada na pytania dziennikarzy. Tymczasem według Międzynarodowej Kampanii na Rzecz Tybetu, były mnich, który dokonał samopodpalenia, żył wcześniej w klasztorze Karma w mieście Chamdo.
Chińskie ministerstwo bezpieczeństwa publicznego na swojej stronie internetowej podało, że szef tego resortu Meng Jianzhu odwiedził w ostatnim tygodniu listopada prowincję Syczuan, gdzie wezwał tybetańskich mnichów buddyjskich, by "kontynuowali tradycję kochania narodu i buddyzmu". Minister przebywał w powiecie Aba w prefekturze o tej samej nazwie, gdzie samopodpalenia dokonało osiem osób.PAP, arb