5 grudnia w Delhi giganci internetowi poinformowali indyjski rząd, że nie są odpowiedzialni za ogrom materiałów, który trafia do serwisów społecznościowych. Sibal stwierdził z kolei, że rząd opracuje własną politykę w tej sprawie. Minister nie sprecyzował, na czym ma ona polegać. Podkreślił, że rząd nie chce ingerować w wolność słowa. Rzecznik rządzącego Indyjskiego Kongresu Narodowego Abhishek Manu Singhvi zaznaczył, że rozmowy dotyczyły "tylko elementów nielegalnych, zniesławiających lub pornograficznych".
Premier Indii w niedwuznacznych pozach
Według lokalnych mediów, Sibal pokazał przedstawicielom Google'a, Facebooka, Yahoo i Microsoftu umieszczone w internecie materiały, które są obraźliwe wobec premiera Manmohana Singha, liderki Kongresu Sonii Gandhi i najważniejszych postaci religijnych. Prośba rządu to efekt pojawienia się na Facebooku strony o Sonii Gandhi - pisze agencja AP, powołując się na anonimowe źródło bliskie sprawie. Na tym portalu, który w Indiach ma 25 mln użytkowników, można znaleźć trzy strony zatytułowane "Nienawidzę Sonii Gandhi", dwie strony "Nienawidzimy Sonii Gandhi" oraz jedną "Manmohan Singh jest pionkiem Sonii Gandhi". Z kolei Sibal zaprezentował znalezione w sieci rysunki, które przedstawiają Singha i Gandhi w kompromitujących pozach oraz stronę obraźliwą dla muzułmanów, na której widać świnie biegające po Mekce, świętym mieście islamu.
Indie kontra internet
Dostęp do informacji już w przeszłości był powodem konfliktów władz Indii z firmami technologicznymi. Sibal podkreślił, że wiele firm internetowych niechętnie przekazywało rządowi dane dotyczące terrorystów. W zeszłym roku władze zagroziły, że zablokują usługi komunikacyjne dostępne dla użytkowników multimedialnych telefonów BlackBerry. Rząd obawiał się braku dostępu do zaszyfrowanych informacji. W Indiach z BlackBerry korzysta ponad 1 mln osób. W 2011 r. rząd w Delhi 68 razy zwracał się do Google z prośbą o usunięcie informacji z sieci. Władze wyrażały też obawy, że terroryści, którzy przygotowują zamachy, do badania celów ataków mogą wykorzystywać Google Earth.
PAP, arb