Włoska agencja Ansa, która ujawniła szczegóły żmudnej operacji poszukiwań bossa kamorry, podała, że półtora roku temu śledczy nabrali pewności, iż są coraz bliżej niego. Dzięki podsłuchom telefonicznym, założonym wspólnikom szefa klanu, którzy pomagali mu się ukrywać, usłyszeli wtedy tajemnicze słowa "u ping pong", które naprowadziły ich na właściwy trop. W ten właśnie sposób pomocnicy Zagarii nazywali dźwięk silnika, przesuwającego ścianę, za którą znajdowało się wejście do bunkra. Ruchoma ściana znajdowała się w przydomowej prasowalni, a jej skomplikowany mechanizm mógł uruchomić tylko boss przy pomocy pilota. Gdy był w środku, nikt inny nie mógł otworzyć bunkra.
Wejście do bunkra prowadziło przez właz, następnie schodziło się po schodach kilka metrów do pełnego elektroniki pomieszczenia o powierzchni 20 metrów kwadratowych. - Przebywał zazwyczaj w domu, otoczonym przez system kamer. Kiedy sygnalizowały one jakiś problem, gdy ktoś nieznajomy nadchodził, zamykał się pod ziemią przekonany, że nikt go tam nie znajdzie - ujawnił uczestnik operacji.
Podczas poszukiwań Zagarii policja wykorzystała supernowoczesny sprzęt lotnictwa wojskowego, w tym czujniki ciepła, wykrywające obecność człowieka. Aparatura ta została zamontowana na pokładzie samolotu Gwardii Finansowej, patrolującej teren. Pierwszym impulsem do zainteresowania się willą, w której ostatecznie odnaleziono Zagarię było uzyskanie przez prowadzących poszukiwania informacji, że właściciel tej posiadłości szukał w rożnych fabrykach specjalistycznego silnika, uruchamiającego wyjątkowo skomplikowany mechanizm.
PAP, arb