Zdaniem współpracowników byłej premier wyjazdowe posiedzenie sądu w celi Tymoszenko, która ze względu na problemy z kręgosłupem od dłuższego czasu nie wstaje z łóżka, przypomina praktyki średniowiecza i jest prowokacją przeciwników zbliżenia Ukrainy z Unią Europejską. - To średniowiecze, gdy do celi, do leżącego i chorego człowieka, który nie może się poruszać, przychodzi trzech prokuratorów, sędzia z asystentem i trzech ochroniarzy, którzy zamierzają prowadzić rzekomy proces sądowy. To straszne - oświadczył deputowany Bloku Julii Tymoszenko, Andrij Pawłowski. - Te prowokacje, te tortury stosowane wobec Tymoszenko to operacja specjalna służb sąsiedniego państwa, by nie dopuścić do zaplanowanego 19 grudnia ratyfikowania umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą a UE. (Służby te) robią wszystko, by umowa ta nie została zawarta - ocenił Pawłowski. Zdaniem ukraińskiego obrońcy praw człowieka Jewhenija Zacharowa do wyjazdowych rozpraw sądowych nie dochodziło nawet za czasów Stalina. - Władze nie zwracają uwagi już na nic. Ani na prawo, ani na jej (Tymoszenko) stan zdrowia, ani na zdrowy rozsądek - oświadczył.
Stronnicy Tymoszenko z bloku parlamentarnego jej imienia już drugi dzień blokują tymczasem trybunę Rady Najwyższej Ukrainy, domagając się zwolnienia ich przywódczyni z aresztu. Parlamentarzyści Bloku Tymoszenko chcą uchwalenia ustawy, która oczyści byłą premier z zarzutów, lecz nie zgadza się na to rządząca, proprezydencka Partia Regionów Ukrainy. Skazanie Tymoszenko na 7 lat więzienia poważnie zachwiało stosunkami między Ukrainą a UE, która uznała, że władze ukraińskie mają wybiórczy stosunek do prawa. Pojawiły się wątpliwości, czy podczas zaplanowanego na 19 grudnia szczytu Ukraina-UE dojdzie do parafowania umowy stowarzyszeniowej między Kijowem i Brukselą.
pap, ps