Rzecznik prasowy Białego Domu Jay Carney powiedział, że zamachy miały cechy charakterystyczne dla Al-Kaidy. Poinformował, że wiceprezydent USA Joe Biden zatelefonował do prezydenta Iraku Dżalala Talabaniego, żeby zaoferować wsparcie wysiłków mających umożliwić współpracę irackim blokom politycznym. Bloki polityczne szyitów, sunnitów i Kurdów współrządzą na mocy porozumienia sprzed roku o podziale władzy.
W różnych miejscach Bagdadu, głównie w dzielnicach szyickich, zdetonowano 22 grudnia kilkanaście ładunków wybuchowych. Zdaniem irackich władz był to skoordynowany atak. Ataki - niektóre były zamachami samobójczymi - to pierwsza oznaka nasilenia się przemocy po niedawnym wybuchu kryzysu politycznego w Iraku. Przed kilkoma dniami iracki wymiar sprawiedliwości wydał nakaz aresztowania sunnickiego wiceprezydenta Tarika al-Haszimiego, zarzucając mu m.in., że był zamieszany w próbę zamachu na szefa rządu, szyitę Nuriego al-Malikiego. Obserwatorzy nie wykluczają, że aresztowania Haszimiego mógł zażądać sam premier Maliki i wspierające go partie szyickie.
Haszimi schronił się na północy kraju, w Kurdyjskim Okręgu Autonomicznym. Oświadczył, że jest gotów oddać się w ręce wymiaru sprawiedliwości, żeby obalić stawiane mu zarzuty, ale tylko na obszarze kurdyjskim, a nie w Bagdadzie. Maliki domaga się też dymisji swego sunnickiego zastępcy Saliha al-Mutlaka, który ostatnio porównał go do Saddama Husajna. Spór we władzach Iraku grozi ponownym wybuchem konfliktu wyznaniowego między stanowiącymi większość szyitami a sunnitami. Do zamachów w Bagdadzie doszło kilka dni po opuszczeniu Iraku przez ostatnich żołnierzy amerykańskich.
zew, PAP