Na pytanie, czy to prawda, że miał trochę żalu, że Havel tak szybko i bezproblemowo został prezydentem, a on musiał o to walczyć i na to czekać, Wałęsa odparł, że absolutnie nie. - Ja wcale, jeszcze raz powtarzam, nie chciałem być prezydentem. Proszę sobie wyobrazić, gdyby generał Jaruzelski miał jeszcze pięć lat prezydentury, a premier Mazowiecki musiał wykonać brudną robotę, czy myśli pan, że ktoś by nas wybrał w następnej kadencji? Ja nie mogłem o tym mówić, ale musiałem to zrobić. Brzydzę się nawet tego, że musiałem złamać jakieś ustalenia, dane słowo, ale musiałem to zrobić, bo co by było gdybym tego nie zrobił? Nawet dobrze, że były takie podejrzenia, bo ukryłem moje faktyczne dążenia - mówił Wałęsa.
Były prezydent nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć, czy ma poczucie, że Havel to jest człowiek z innego świata, ze "świata pięknoduchów". - I tak, i nie. To się składało we wspólne działanie. Wywalczyliśmy dla Polski dużo, ale przed nami był Związek Radziecki. Jego włączenie wspierało nas w rozbiciu ZSRR i innych krajów. O to właściwie chodziło, bo nawet gdyby nam się wszystko udało, a Związek Radziecki przetrwałby, to nie byłoby dobrze - mówił.
Dodał, że obaj z Havlem byli "ulepieni z innej gliny". - Dlatego on właśnie od strony teoretycznej stał lepiej, a ja bardziej praktycznie. Ja organizowałem siły, zaplecze, miliony ludzi, a on pisał ładne teksty patriotyczne - powiedział Lech Wałęsa.
rmf fm, ps