Atwater w trakcie zeznań powiedział FBI, że jest specjalistą zajmującym się rozbiórką i wyburzaniem obiektów. Z Afganistanu wrócił w kwietniu ubiegłego roku. Sierżant wyjaśniał, że funkcjonariusze sił specjalnych armii USA zawsze wyposażeni byli w co najmniej dwa bloki C4. Nie był jednak świadomy, że kiedy wrócił z misji w Afganistanie do bazy w Fort Brag, w Północnej Karolinie, w jego bagażu wciąż były materiały wybuchowe. Atwater tłumaczył, że po powrocie z misji schował bagaż do garażu - kiedy zaś pakował się przed wyjazdem do Teksasu nie zauważył w nim żadnych materiałów wybuchowych. Sierżant nie wyjaśnił jednak skąd ma C4 - z jego zeznań wynikało jednak, że mógł przywieźć materiały wybuchowe z Afganistanu.
Po raz pierwszy żołnierza zatrzymano 24 grudnia na lotnisku w Fayetteville, w Północnej Karolinie. Funkcjonariusze ochrony znaleźli w jego podróżnej torbie wojskowy granat dymny, który skonfiskowali. Atwater został upomniany, lecz pozwolono mu na kontynuowanie podróży do Teksasu. Dokumenty sądowe nie wskazują na to, aby podczas kontroli w Fayetteville w bagażu podejrzanego były materiały wybuchowe C4. Także władze transportowe nie ujawniły, czy w opinii inspektorów prowadzących śledztwo były już wówczas w torbie Atwatera, czy też znalazły się tam później. Kiedy sierżant wracał z rodziną do domu, został zatrzymany na międzynarodowym lotnisku w Midland. W czasie kontroli wykryto podejrzany ładunek. Oddział pirotechników z policji zidentyfikował to jako C4. Władze wojskowe USA zabraniają zabierania materiałów wybuchowych C4 z pola walki. Kontrole żołnierzy powracających do domu nie są jednak tak rygorystyczne, jak w przypadku osób korzystających z komercyjnych linii lotniczych.
Sierżantowi postawiono zarzut próby wniesienia materiałów wybuchowych na pokład samolotu, za co grozi kara do 10 lat więzienia. Atwater zrezygnował z udziału w przesłuchaniach sądowych - jego adwokat odmówił komentarza w tej sprawie.
PAP, arb