Prezydent Izraela Szimon Peres oświadczył, że o ile mu wiadomo, jego kraj nie ma nic wspólnego z zabójstwem irańskiego naukowca jądrowego w Teheranie.
- Wiem, że stało się modne obwinianie USA i Izraela o wszystko złe, co się dzieje w Iranie. W takim podejściu nie ma niczego nowego - powiedział Peres nawiązując do śmierci irańskiego eksperta ds. nuklearnych. 32-letni Mostafa Ahmadi Roszan, który nadzorował wydział zajmujący się wzbogacaniem uranu w ośrodku nuklearnym Natanz, zginął 11 stycznia w Teheranie w wybuchu bomby, którą przytwierdzono do jego samochodu. Iran o śmierć naukowca obwinił służby specjalne Izraela i USA (Mossad i CIA). Waszyngton już wcześniej odrzucił oskarżenia.
Prezydent Peres, podobnie jak i inni przywódcy izraelscy, dawali ostatnio do zrozumienia, że Izrael nie wyklucza akcji militarnej wobec Iranu, który jest obwiniany przez Zachód o prace zmierzające do wyprodukowania broni nuklearnej. Iran twierdzi jednak, że prace te mają wyłącznie cywilny charakter. 13 stycznia podczas pogrzebu zabitego naukowca odbyła się manifestacja wrogości wobec Izraela, USA i Wielkiej Brytanii. Niektóre osoby niosły portrety prezydenta Baracka Obamy, na których w języku angielskim widniał napis "Terrorysta".
Od stycznia roku 2010 w podobnych zamachach zginęło trzech naukowców irańskich, z czego dwóch bezpośrednio uczestniczących w programie nuklearnym.
ja, PAP