Obrońcy Francesco Compagna i Pietro Ilardi, reprezentujący pasażerów wycieczkowca z różnych krajów, oświadczyli, że poczynili kroki, by wskazać, kto jest winien temu, że tolerowano "bezmyślną praktykę" podpływania włoskich statków wycieczkowych do wysp. To właśnie nadmierne zbliżenie się Costa Concordii do wyspy Giglio było bezpośrednią przyczyną uderzenia statku o skałę, w rezultacie czego nabrał on wody i przechylił się. Dotychczas potwierdzono śmierć 16 osób znajdujących się w momencie katastrofy na pokładzie wycieczkowca. Ponad 20 jest wciąż poszukiwanych.
Adwokaci pasażerów Costa Concordii zwrócili się do prokuratury prowadzącej dochodzenie w sprawie okoliczności katastrofy, by jego przedmiotem było też postępowanie armatora Costa Crociere. Zdaniem włoskich prawników należy ustalić, na podstawie jakich kryteriów "życie ponad 4 tysięcy osób zostało powierzone osobnikowi nie nadającemu się do tego" - jak nazwali kapitana. Ich zdaniem trzeba też ocenić zasady szkolenia załogi i postępowania w sytuacjach kryzysowych.
24 stycznia media ujawniły sporządzony przez karabinierów zapis podsłuchu rozmów telefonicznych, jakie kapitan Francesco Schettino przeprowadził ze znajomymi 14 stycznia, a więc dzień po katastrofie, tuż przed tym, gdy wydano nakaz jego aresztowania. W rozmowach tych Schettino przyznał, że podpłynął do wyspy Giglio, by zrobić przyjemność wszystkim tym, którzy go o to prosili, między innymi menedżerowi restauracji. Podkreślił też, że zszedł z pokładu, kiedy zobaczył, że statek się przechyla. - Zaszczytem jest dla mnie to, że tylu ludzi uratowaliśmy, z wyjątkiem tych, którzy nie dali rady - przekonywał.PAP, arb