- W razie klęski w wyborach rzucam politykę. Tak, to pewne - miał się zwierzać prezydent na nieformalnej kolacji w obecności około dwudziestu dziennikarzy. Uczestnicy spotkania przyznają, że Sarkozy uprzedzał ich, aby nie cytowali jego słów. Jednak liczne francuskie media złamały zasadę poufności. - Tak czy owak, jestem u kresu drogi. Po raz pierwszy w życiu muszę stawić czoło końcu mojej kariery - miał powiedzieć Sarkozy (według dziennika "Le Monde"), dodając, że ów kres może nastąpić "za kilka miesięcy lub za pięć lat".
Francuskie media relacjonują, że Sarkozy miał także wspomnieć, iż w razie porażki nie widzi dla siebie miejsca w polityce i odrzuca możliwość objęcia kierownictwa swojej partii, Unii na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP). - Czego byście chcieli - żebym pobudzał do działania komórkę UMP? Nie zasługuję na to - miał powiedzieć prezydent. Z jego słów miało jednak wynikać, że nie martwi się o swoją przyszłość po opuszczeniu Pałacu Elizejskiego. - Jestem adwokatem, zawsze miałem swój gabinet i pasjonuje mnie mnóstwo rzeczy. W każdym razie kompletnie zmienię swoje życie, więcej o mnie nie usłyszycie - zapowiedział szef państwa. Prezydent wyobraża sobie, że po rezygnacji z polityki mógłby prowadzić spokojniejsze i przyjemniejsze życie. - Czuję się, jakbym miał 22 lata. Będę mógł podróżować, obejmować różne funkcje, zaczynać tygodnie we wtorek i kończyć w czwartek wieczorem. Naprawdę, to nic strasznego - przekonywał dziennikarzy Sarkozy.
Sondaże wskazują socjalistę Francois Hollande'a jako faworyta tegorocznych wyborów prezydenckich we Francji. Według "Le Monde", choć w ostatnich tygodniach przewaga socjalisty nad ubiegającym się o reelekcję Sarkozym maleje, to jednak obecnego prezydenta i jego partię "dopadł strach" przed możliwą porażką.PAP, arb