Liczba ofiar sobotniego zamachu bombowego na indonezyjskiej wyspie Bali wzrosła do 190. Spośród 309 rannych, 90 jest w stanie krytycznym. Są to głównie cudzoziemcy.
Większość obcokrajowców rannych w wyniku zamachu terrorystycznego na Bali została ewakuowana z Indonezji lub zwolniona ze szpitali. W poniedziałek tysiące turystów tłoczyły się w biurach linii lotniczych na Bali, pragnąc jak najszybciej opuścić wyspę.
Jak poinformował Kirk Coninghan, rzecznik ambasady Australii w Dżakarcie, przez całą noc wojskowe samoloty tego kraju przetransportowały do Darwin, na północy Australii, około 200 rannych Australijczyków. Część rannych cudzoziemców trafiło do Singapuru. W indonezyjskich szpitalach została tylko garstka obcokrajowców.
Tragedię spowodowały w sobotę około godz. 23.30 czasu lokalnego (17.30 w niedzielę czasu warszawskiego) trzy niemal równoczesne wybuchy w dwóch klubach nocnych z liczną klientelą młodych cudzoziemców w rejonie znanej plaży Kuta. Jeden z nich niedaleko konsulatu USA. Wszystkie eksplozje spowodowały bomby domowej roboty.
Okolice plaży Kuta, to uczęszczane miejsce, gdzie turyści bawią się w wielu znajdujących się tam lokalach. Wybuchy spowodowały wielki pożar, z którym straż pożarna walczyła przez pięć godzin, w oknach powylatywały szyby w promieniu 500 metrów. Zniszczonych zostało 15 samochodów. W okolicy klubów w powietrzu unosił się swąd spalonych ciał.
Ofiarami zamachu są w większości zagraniczni turyści. Z oficjalnych informacji wynika, że ofiarami ataku są obywatele dziewiętnastu państw. Przeważają wśród nich Australijczycy (15 śmiertelnych ofiar i 110 rannych, wielu zaginionych), Indonezyjczycy (13 zabitych) i Brytyjczycy (11). Ponadto zginęli obywatele Singapuru, USA, Szwecji, Szwajcarii, Holandii, Francji, Niemiec, Korei Płd., Ekwadoru, Nowej Zelandii, Hongkongu, Tajwanu. Wśród rannych są także obywatele Japonii, Belgii, Włoch i Finlandii. Na razie trudno zidentyfikować i określić narodowość wszystkich ofiar.
Tragedia prawdopodobnie nie dotyczy Polaków. Jak mówi radca ambasady RP w Indonezji Władysław Strażewski, na 90 proc. wśród ofiar nie ma obywateli Polski, choć zastrzega, że wciąż części ofiar śmiertelnych nie udało się zidentyfikować.
Zdaniem radcy, polskim turystom udało się uniknąć tragedii, ponieważ nie byli zakwaterowani w Kuta, gdzie doszło do zamachów, lecz w innych punktach wyspy.
W sobotę wieczorem prawdopodobnie również bomba domowej roboty wybuchła także przed wejściem do ambasady Filipin w indonezyjskim mieście Manado. Nikt tam jednak nie zginął - eksplozja wywołała tylko niezbyt duże zniszczenia. O podłożenie tej bomby podejrzewa się także terrorystów - na razie jednak nikt nie przyznał się do zamachu.
Obawiając się kolejnych ataków, Indonezja wzmocniła środki bezpieczeństwa wokół kluczowych instalacji energetycznych i kopalń. Ich bezpieczeństwa pilnują oddziały policji i wojska - powiedział minister bezpieczeństwa Susilo Bambang Yudhoyono.
Ten zamach jest jeszcze jednym dowodem na to, że wojna z terroryzmem musi być kontynuowana - powiedział premier Australii John Howard.
Ministerstwo spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii zaleciło brytyjskim obywatelom, aby odwołali wszystkie podróże na Bali i wszystkie - z wyjątkiem absolutnie niezbędnych - wyjazdy do Indonezji.
Również Departament Stanu USA zaapelował w niedzielę do wszystkich amerykańskich obywateli przebywających w Indonezji, aby natychmiast opuścili ten kraj. Równocześnie wszyscy pracownicy amerykańskich instytucji w Indonezji otrzymali polecenie wyjazdu z Indonezji, o ile nie wykonują zadań nie cierpiących zwłoki.
Nikt nie ma wątpliwości, że zamach był dziełem terrorystów. Do tej pory nikt nie przyznał się do zamachów, jednak od początku podejrzewano, że dokonali ich członkowie działającej na terenie Indonezji radykalnej islamskiej organizacji Dżimah Islamija, powiązanej z Al-Kaidą Osamy bin Ladena. W poniedziałek indonezyjski minister obrony Matori Abdul Djalil potwierdził te przypuszczenia, nie podając jednak żadnych dodatkowych wyjaśnień.
Jeden z liderów tej grupy, Abu Bakar Baszir (od dawna oskarżany przez USA o powiązania z al-Kaidą, w tym także finansowe) zaprzeczył w niedzielę jakimkolwiek związkom ugrupowania z zamachami. Przeciwnie - oskarżył USA o prowokację i zmontowanie całej akcji by wykazać światu, że Indonezja jest związana z terroryzmem.
W Singapurze i w Malezji natomiast już od tygodni wprost mówi się o powiązaniach mułły Baszira i jego współpracownika Riduana Iszamuddina z al-Kaidą. Jednak Dżakarta do tej pory ignorowała żądania zatrzymania Baszira, publicznie głoszącego swój podziw dla Osamy bin Ladena.
W poniedziałek na miejscu tragedii podejmą pracę eksperci ds. terroryzmu ze Stanów Zjednoczonych i Australii.
Ambasador USA w Indonezji powiedział w niedzielę, że prezydent Bush w ostatnich dniach ostrzegał miejscowy rząd przed ryzykiem ataku terrorystycznego. Poniedziałkowa prasa indonezyjska oskarżyła rząd prezydent Megawati Sukarnoputri o ignorowanie groźby terroryzmu a także przymykanie oczu na działalność Dżimah Islamiji.
Mimo informacji na temat narastającej groźby terroryzmu tamtejszy rząd nie podjął żadnych konkretnych działań. Niemal wszystkie dzienniki dżakarckie podkreślają, iż jeśli sprawcy tragedii nie zostaną schwytani, ucierpi nie tylko reputacja, kraj utraci także znaczne dochody, jakie czerpie z turystyki.
"Do sobotniej tragedii niemal nikt w Indonezji nie traktował poważnie groźby terroru - przeciwnie, ostrzeżenia zagranicznych rządów przyjmowane były z oburzeniem" - pisze "Jakarta Post".
Bali jest tropikalną wyspą zamieszkałą głównie przez hinduistów w przeważnie muzułmańskim archipelagu Indonezji. Wraz z przybrzeżnymi wyspami stanowi jedną z indonezyjskich prowincji. Jednym z głównych źródeł dochodów jest tu turystyka (wyspę odwiedza co roku około 200.000 turystów).
em, pap
Jak poinformował Kirk Coninghan, rzecznik ambasady Australii w Dżakarcie, przez całą noc wojskowe samoloty tego kraju przetransportowały do Darwin, na północy Australii, około 200 rannych Australijczyków. Część rannych cudzoziemców trafiło do Singapuru. W indonezyjskich szpitalach została tylko garstka obcokrajowców.
Tragedię spowodowały w sobotę około godz. 23.30 czasu lokalnego (17.30 w niedzielę czasu warszawskiego) trzy niemal równoczesne wybuchy w dwóch klubach nocnych z liczną klientelą młodych cudzoziemców w rejonie znanej plaży Kuta. Jeden z nich niedaleko konsulatu USA. Wszystkie eksplozje spowodowały bomby domowej roboty.
Okolice plaży Kuta, to uczęszczane miejsce, gdzie turyści bawią się w wielu znajdujących się tam lokalach. Wybuchy spowodowały wielki pożar, z którym straż pożarna walczyła przez pięć godzin, w oknach powylatywały szyby w promieniu 500 metrów. Zniszczonych zostało 15 samochodów. W okolicy klubów w powietrzu unosił się swąd spalonych ciał.
Ofiarami zamachu są w większości zagraniczni turyści. Z oficjalnych informacji wynika, że ofiarami ataku są obywatele dziewiętnastu państw. Przeważają wśród nich Australijczycy (15 śmiertelnych ofiar i 110 rannych, wielu zaginionych), Indonezyjczycy (13 zabitych) i Brytyjczycy (11). Ponadto zginęli obywatele Singapuru, USA, Szwecji, Szwajcarii, Holandii, Francji, Niemiec, Korei Płd., Ekwadoru, Nowej Zelandii, Hongkongu, Tajwanu. Wśród rannych są także obywatele Japonii, Belgii, Włoch i Finlandii. Na razie trudno zidentyfikować i określić narodowość wszystkich ofiar.
Tragedia prawdopodobnie nie dotyczy Polaków. Jak mówi radca ambasady RP w Indonezji Władysław Strażewski, na 90 proc. wśród ofiar nie ma obywateli Polski, choć zastrzega, że wciąż części ofiar śmiertelnych nie udało się zidentyfikować.
Zdaniem radcy, polskim turystom udało się uniknąć tragedii, ponieważ nie byli zakwaterowani w Kuta, gdzie doszło do zamachów, lecz w innych punktach wyspy.
W sobotę wieczorem prawdopodobnie również bomba domowej roboty wybuchła także przed wejściem do ambasady Filipin w indonezyjskim mieście Manado. Nikt tam jednak nie zginął - eksplozja wywołała tylko niezbyt duże zniszczenia. O podłożenie tej bomby podejrzewa się także terrorystów - na razie jednak nikt nie przyznał się do zamachu.
Obawiając się kolejnych ataków, Indonezja wzmocniła środki bezpieczeństwa wokół kluczowych instalacji energetycznych i kopalń. Ich bezpieczeństwa pilnują oddziały policji i wojska - powiedział minister bezpieczeństwa Susilo Bambang Yudhoyono.
Ten zamach jest jeszcze jednym dowodem na to, że wojna z terroryzmem musi być kontynuowana - powiedział premier Australii John Howard.
Ministerstwo spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii zaleciło brytyjskim obywatelom, aby odwołali wszystkie podróże na Bali i wszystkie - z wyjątkiem absolutnie niezbędnych - wyjazdy do Indonezji.
Również Departament Stanu USA zaapelował w niedzielę do wszystkich amerykańskich obywateli przebywających w Indonezji, aby natychmiast opuścili ten kraj. Równocześnie wszyscy pracownicy amerykańskich instytucji w Indonezji otrzymali polecenie wyjazdu z Indonezji, o ile nie wykonują zadań nie cierpiących zwłoki.
Nikt nie ma wątpliwości, że zamach był dziełem terrorystów. Do tej pory nikt nie przyznał się do zamachów, jednak od początku podejrzewano, że dokonali ich członkowie działającej na terenie Indonezji radykalnej islamskiej organizacji Dżimah Islamija, powiązanej z Al-Kaidą Osamy bin Ladena. W poniedziałek indonezyjski minister obrony Matori Abdul Djalil potwierdził te przypuszczenia, nie podając jednak żadnych dodatkowych wyjaśnień.
Jeden z liderów tej grupy, Abu Bakar Baszir (od dawna oskarżany przez USA o powiązania z al-Kaidą, w tym także finansowe) zaprzeczył w niedzielę jakimkolwiek związkom ugrupowania z zamachami. Przeciwnie - oskarżył USA o prowokację i zmontowanie całej akcji by wykazać światu, że Indonezja jest związana z terroryzmem.
W Singapurze i w Malezji natomiast już od tygodni wprost mówi się o powiązaniach mułły Baszira i jego współpracownika Riduana Iszamuddina z al-Kaidą. Jednak Dżakarta do tej pory ignorowała żądania zatrzymania Baszira, publicznie głoszącego swój podziw dla Osamy bin Ladena.
W poniedziałek na miejscu tragedii podejmą pracę eksperci ds. terroryzmu ze Stanów Zjednoczonych i Australii.
Ambasador USA w Indonezji powiedział w niedzielę, że prezydent Bush w ostatnich dniach ostrzegał miejscowy rząd przed ryzykiem ataku terrorystycznego. Poniedziałkowa prasa indonezyjska oskarżyła rząd prezydent Megawati Sukarnoputri o ignorowanie groźby terroryzmu a także przymykanie oczu na działalność Dżimah Islamiji.
Mimo informacji na temat narastającej groźby terroryzmu tamtejszy rząd nie podjął żadnych konkretnych działań. Niemal wszystkie dzienniki dżakarckie podkreślają, iż jeśli sprawcy tragedii nie zostaną schwytani, ucierpi nie tylko reputacja, kraj utraci także znaczne dochody, jakie czerpie z turystyki.
"Do sobotniej tragedii niemal nikt w Indonezji nie traktował poważnie groźby terroru - przeciwnie, ostrzeżenia zagranicznych rządów przyjmowane były z oburzeniem" - pisze "Jakarta Post".
Bali jest tropikalną wyspą zamieszkałą głównie przez hinduistów w przeważnie muzułmańskim archipelagu Indonezji. Wraz z przybrzeżnymi wyspami stanowi jedną z indonezyjskich prowincji. Jednym z głównych źródeł dochodów jest tu turystyka (wyspę odwiedza co roku około 200.000 turystów).
em, pap