Bezradność organizacji, które miały służyć rozwiązywaniu konfliktów, jest porażająca. Rada Bezpieczeństwa, chcąc wprowadzić sankcje wobec reżimu Asada, była w pełni świadoma, jakie stanowisko mają w tej kwestii Rosja i Chiny. Po co więc te pozorne działania? Żeby zachodnie demokracje mogły poczuć się lepiej? W końcu snajperzy strzelający do nieuzbrojonych cywilów to poważne naruszenie zasad debaty publicznej. A że się nie udało? Trudno. Chcieliśmy dobrze.
Wszyscy apelują, wszyscy są oburzeni, a w rzeczywistości wszyscy stoją z boku i z założonymi rękoma patrzą jak Asad topi bunt we krwi. Stany Zjednoczone, które lubią przynosić na bagnetach swoich żołnierzy demokrację uciśnionym – tym razem umywają ręce. Gdy Egipcjanie wyszli na ulice chcąc obalenia Mubaraka, Obama osobiście dzwonił do niego przekonując, że prezydent Egiptu powinien ustąpić. Telefon Asada jednak milczy.Ameryka aspiruje do roli międzynarodowego żandarma - ale nigdy nie działa bezinteresownie. Waszyngton potrafił wymuszać na Szwecji zamknięcie portalu The Pirate Bay, amerykańscy dyplomaci dzwonili do Polski z życzliwymi pytaniami na temat protestów w sprawie ACTA, marines robili porządek w roponośnym Iraku. A Syria? A gdzie leży ta Syria? Za parę miesięcy nikt nie będzie pamiętał o ludziach, którzy zginęli domagając się wolności. Teraz CIA musi tylko skorygować swoje informacje na temat populacji Syrii odejmując od ogółu obywateli tych, których dosięgnął gniew Asada. Bo Syryjczycy, zanim rozpoczęli rewoltę, powinni byli przeanalizować, czy ich kraj ma odpowiednio dużo ropy, by świat zainteresował się ich protestami.