Waszyngton i Seul podkreślają, że manewry mają charakter defensywny. Południowokoreańska agencja Yonhap, podała, że Korea Płd. postawiła swoje siły w stan pogotowia, aby zapobiec ewentualnym atakom z Północy. Zmobilizowane zostały m.in. samoloty rozpoznawcze RF-4 i U-2, a także myśliwce F-15K. Stacjonujące na granicy jednostki artylerii mają rozkaz odpowiadać natychmiast, jeśli dojdzie do ataku - powiadomiła agencja. Doniesień nie skomentowało południowokoreańskie ministerstwo obrony.
Nowy północnokoreański przywódca Kim Dzong Un odwiedził w przeddzień manewrów dwie jednostki armii, w tym jednostkę, która ostrzelała w listopadzie 2010 r. południowokoreańską wyspę Yeonpyeong na Morzu Żółtym. Jak relacjonowała oficjalna agencja KCNA, Kim oświadczył, że "w każdej chwili może wybuchnąć wojna z powodu nieodpowiedzialnych prowokacji wroga zmierzającego do napaści". Zagroził "zdecydowaną odpowiedzią", jeśli strony manewrów naruszą północnokoreańskie terytorium.
Stany Zjednoczone utrzymują w Korei Południowej 28,5 tys. żołnierzy. Północnokoreańska propaganda nazywa zwykle wspólne manewry Waszyngtonu i Seulu "przygotowaniem do inwazji". Phenian zaostrzył ton w stosunku do Seulu po śmierci Kim Dzong Ila w grudniu 2011 roku.
zew, PAP