Były kandydat na prezydenta Białorusi Wital Rymaszeuski nazwał poniedziałkową decyzję o poszerzeniu listy o 21 osób „symbolicznym gestem" oraz „próbą robienia dobrej miny do złej gry". - Podjęcie takiej decyzji oznacza niezdolność UE na dzień dzisiejszy do wprowadzenia poważnych sankcji – ocenił, przypominając, że wcześniej zapowiadano poszerzenie listy o 135 osób.
- Unia Europejska niejednokrotnie zapowiadała, że znacznie zaostrzy sankcje, jeśli sytuacja na Białorusi się pogorszy. Pogorszyła się, bo mamy nowego więźnia politycznego Siarhieja Kawalenkę, a tymczasem Unia mimo to nie przeszła do poważnych działań. Lista 21 urzędników to wyjście kompromisowe, przyjęte po to, żeby UE nie straciła twarzy – powiedział, nawiązując do piątkowego wyroku ponad 2 lat kolonii karnej dla witebskiego opozycjonisty Kawalenki. Rymaszeuski, który jest współprzewodniczącym komitetu organizacyjnego na rzecz stworzenia partii Białoruska Chrześcijańska Demokracja, ocenił, że powodem takiej a nie innej decyzji UE były starania lobbystów reżimu białoruskiego.
Ubolewanie z powodu rezygnacji z objęcia sankcjami Czyża oraz innych „osób zbliżonych do władzy" wyraził wiceprzewodniczący opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Leu Marholin. Dodał jednak: - Dobrze, że przynajmniej nie zapominają o nas zupełnie.
Wiceszef partii „Sprawiedliwy Świat" Waler Uhnalou uznał, że we wprowadzeniu ostrzejszych sankcji przeszkodziły Unii interesy ekonomiczne, które zostały postawione na pierwszym miejscu. „Koszula bliższa ciału" – podsumował postawę UE w wypowiedzi dla portalu opozycyjnego udf.by. - Oni myślą przede wszystkim o swoich problemach. A o demokrację na Białorusi walczą tylko wtedy, gdy sankcje nie szkodzą im bezpośrednio – ocenił, podkreślając jednak, że problemu demokracji w kraju nie jest w stanie rozwiązać nikt oprócz samych Białorusinów.
pap, ps