„Zagadka opakowana w tajemnicę wewnątrz enigmy” – mówił o Rosji Winston Churchill. Dziś o Federacji Rosyjskiej można powiedzieć to samo.
„Nie sposób pojąć jej rozumem,/Nie sposób zwykłą miarką mierzyć,/Ma w sobie tyle skrytej dumy,/Że w Rosję można tylko wierzyć" - te słowa Fiodora Tiutczewa, napisane jeszcze w XIX wieku, wciąż pozostają aktualne. Dziś, tak jak w XIX wieku, trzeba uwierzyć, że to, kto w Rosji rządzi i to w jaki sposób rządzi, jest dla Rosjan słuszne.
Kraj Puszkina i Dostojewskiego nie jest ani prostą kontynuacją carskiego imperium, ani Związkiem Radzieckim w wersji „light", ani – tym bardziej - demokracją liberalną. Nie jest też, wbrew wielu opiniom, klasycznym przykładem autorytaryzmu. Federacja Rosyjska jest dziś w pewnym sensie mieszaniną wszystkich tych form rządów, zmodyfikowaną na bieżące potrzeby rosyjskiego interesu narodowego i samych Rosjan. Rosjanie nazywają ten typ ustroju „demokracją suwerenną".
Współczesnej Rosji często zarzuca się imperializm i bagatelizowanie mniejszych podmiotów międzynarodowych – Federacja Rosyjska postępuje tak, mimo że – jeśli na sprawę spojrzeć z perspektywy Zachodu – nie ma do tego podstaw. Świat po upadku ZSRR nie jest już bipolarny, a za jedyne supermocarstwo uważane są dziś Stany Zjednoczone. Ani wielkość, ani znaczenie gospodarki Federacji Rosyjskiej, nie stawia jej obecnie w światowej czołówce. Teoretycznie nie ma więc żadnych podstaw, by Rosjanie postrzegali swój kraj jako światowe mocarstwo. Matuszkę Rosję już dawno pod względem ogólnego potencjału zdystansowały nie tylko Stany Zjednoczone, ale także Unia Europejska i Chiny, a coraz bardziej zbliżają się do niej Brazylia i Indie.
Czy Rosjanie tego nie widzą? Nawet jeśli widzą – to nie są w stanie w to uwierzyć. Rosja od stuleci jest uznawana za jedno z najważniejszych państw globu, a od połowy XVIII wieku należy do mocarstw, które rozdają karty w Europie i na świecie. Rosjanie o tym pamiętają – i nie zamierzają przyjmować do świadomości faktu, że taka pozycja ich kraju jest już tylko historią. Nie ma w tym zresztą niczego dziwnego. Na świecie nie ma chyba kraju, który nie chciałby mieć statusu mocarstwa. Rosjanom trzeba też oddać to, że ich wiara w mocarstwowość Rosji opiera się na pewnych argumentach. Rosja wciąż jest jednym z pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, wciąż jest największym (terytorialnie) państwem świata, posiada pokaźne złoża surowców energetycznych i duży arsenał broni jądrowej.
Rosjanie wierzą więc w swoją mocarstwowość – ale najwyraźniej nie wierzą w zachodnią demokrację. Dlaczego? Być może taki model rządów nie ma prawa sprawdzić się w tym zróżnicowanym etnicznie, olbrzymim kraju, zamieszkiwanym przez ludy i narody posługujące się różnymi językami, wyznające różne religie, posiadające odrębne tradycje i hołdujące wykluczającym się nawzajem ideałom. Braterska przyjaźń pomiędzy tymi zróżnicowanymi grupami, w którą wierzył chociażby Michaił Gorbaczow próbujący przeprowadzić słynną pierestrojkę, jest fikcją. W warunkach demokracji liberalnej władza mogłaby nie być w stanie zapanować nad tym tyglem narodów, co skończyłoby się prawdopodobnie rozpadem Federacji. Obecnie priorytetem każdego rosyjskiego prezydenta i każdego rosyjskiego rządu jest utrzymanie jedności terytorialnej kraju, a to z kolei jest możliwe tylko w warunkach silnej władzy, która z zachodnią demokracją wiele wspólnego nie ma.
Nie pytajmy więc czym jest rosyjska „demokracja suwerenna". Nie starajmy się zrozumieć, co ów system ma wspólnego z demokracją. Nie uda nam się. Możemy tylko wierzyć, że dzisiejsza Rosja inna być po prostu nie może.
Kraj Puszkina i Dostojewskiego nie jest ani prostą kontynuacją carskiego imperium, ani Związkiem Radzieckim w wersji „light", ani – tym bardziej - demokracją liberalną. Nie jest też, wbrew wielu opiniom, klasycznym przykładem autorytaryzmu. Federacja Rosyjska jest dziś w pewnym sensie mieszaniną wszystkich tych form rządów, zmodyfikowaną na bieżące potrzeby rosyjskiego interesu narodowego i samych Rosjan. Rosjanie nazywają ten typ ustroju „demokracją suwerenną".
Współczesnej Rosji często zarzuca się imperializm i bagatelizowanie mniejszych podmiotów międzynarodowych – Federacja Rosyjska postępuje tak, mimo że – jeśli na sprawę spojrzeć z perspektywy Zachodu – nie ma do tego podstaw. Świat po upadku ZSRR nie jest już bipolarny, a za jedyne supermocarstwo uważane są dziś Stany Zjednoczone. Ani wielkość, ani znaczenie gospodarki Federacji Rosyjskiej, nie stawia jej obecnie w światowej czołówce. Teoretycznie nie ma więc żadnych podstaw, by Rosjanie postrzegali swój kraj jako światowe mocarstwo. Matuszkę Rosję już dawno pod względem ogólnego potencjału zdystansowały nie tylko Stany Zjednoczone, ale także Unia Europejska i Chiny, a coraz bardziej zbliżają się do niej Brazylia i Indie.
Czy Rosjanie tego nie widzą? Nawet jeśli widzą – to nie są w stanie w to uwierzyć. Rosja od stuleci jest uznawana za jedno z najważniejszych państw globu, a od połowy XVIII wieku należy do mocarstw, które rozdają karty w Europie i na świecie. Rosjanie o tym pamiętają – i nie zamierzają przyjmować do świadomości faktu, że taka pozycja ich kraju jest już tylko historią. Nie ma w tym zresztą niczego dziwnego. Na świecie nie ma chyba kraju, który nie chciałby mieć statusu mocarstwa. Rosjanom trzeba też oddać to, że ich wiara w mocarstwowość Rosji opiera się na pewnych argumentach. Rosja wciąż jest jednym z pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, wciąż jest największym (terytorialnie) państwem świata, posiada pokaźne złoża surowców energetycznych i duży arsenał broni jądrowej.
Rosjanie wierzą więc w swoją mocarstwowość – ale najwyraźniej nie wierzą w zachodnią demokrację. Dlaczego? Być może taki model rządów nie ma prawa sprawdzić się w tym zróżnicowanym etnicznie, olbrzymim kraju, zamieszkiwanym przez ludy i narody posługujące się różnymi językami, wyznające różne religie, posiadające odrębne tradycje i hołdujące wykluczającym się nawzajem ideałom. Braterska przyjaźń pomiędzy tymi zróżnicowanymi grupami, w którą wierzył chociażby Michaił Gorbaczow próbujący przeprowadzić słynną pierestrojkę, jest fikcją. W warunkach demokracji liberalnej władza mogłaby nie być w stanie zapanować nad tym tyglem narodów, co skończyłoby się prawdopodobnie rozpadem Federacji. Obecnie priorytetem każdego rosyjskiego prezydenta i każdego rosyjskiego rządu jest utrzymanie jedności terytorialnej kraju, a to z kolei jest możliwe tylko w warunkach silnej władzy, która z zachodnią demokracją wiele wspólnego nie ma.
Nie pytajmy więc czym jest rosyjska „demokracja suwerenna". Nie starajmy się zrozumieć, co ów system ma wspólnego z demokracją. Nie uda nam się. Możemy tylko wierzyć, że dzisiejsza Rosja inna być po prostu nie może.