- Ponieważ sankcje działają i będą ostrzejsze w najbliższych miesiącach, i uderzą w irański przemysł naftowy, leży w głębokim wspólnym interesie USA i całej społeczności międzynarodowej, by problem rozwiązać w sposób pokojowy - mówił Obama.
"Izrael jest suwerenny". A Iran nie?
Dzień przed wystąpieniem Obama spotkał się z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu, który powiedział, że jego kraj "zastrzega sobie prawo do suwerennej decyzji" w sprawie konfliktu z Iranem. Zapytany o wynik rozmowy z premierem, Obama oświadczył, że nie będzie ujawniać szczegółów, ale dał do zrozumienia, że przekonywał go do powstrzymania się przed jednostronną akcją.
- Izrael jest suwerennym krajem, który sam podejmuje decyzje odnośnie do swego bezpieczeństwa. Między naszymi krajami istnieje nierozerwalna więź, ale cechą takich stosunków jest, że się udziela przyjacielowi szczerej rady - powiedział. - Jeżeli akcja (zbrojna) byłaby podjęta przedwcześnie, wynikną z tego konsekwencje także dla USA - dodał.
"Łatwo im przychodzi mówić o wojnie"
Obama ostro skrytykował republikańskich polityków, którzy zarzucają mu zbyt miękką linię wobec Iranu, oskarżają o zaniedbywanie interesów bezpieczeństwa Izraela i sugerują zbombardowanie irańskich instalacji nuklearnych, zanim Iran zbuduje broń atomową.
- Ci ludzie nie ponoszą odpowiedzialności za to, co mówią. Nie są naczelnymi wodzami (jak prezydent - red.). Łatwo im przychodzi mówić o wojnie. Jest w tym więcej polityki niż propozycji realnego rozwiązania problemu. Jeżeli wzywają do wojny, niech powiedzą to jasno. Niech wyjaśnią narodowi amerykańskiemu, jakie będą tego koszty. Inaczej to tylko czcza gadanina - mówił prezydent. Obama wielokrotnie podkreślał, że "nie wyklucza opcji militarnej" wobec Iranu.
Obama: Syria to nie Libia
Poproszony o skomentowanie apeli o zbrojną interwencję w Syrii, prezydent stanowczo się jej sprzeciwił. - To, co się dzieje w Syrii, jest oburzające. Postępowanie prezydenta (Baszara) el-Asada jest nie do usprawiedliwienia. Z drugiej strony jednak podjęcie przez nas akcji zbrojnej byłoby błędem - stwierdził.
Obama odrzucił analogie z Libią, gdzie interwencja NATO pomogła powstańcom w obaleniu reżimu Muammara Kadafiego. - W Libii był pełny mandat ONZ do takiej akcji i wiedzieliśmy, że możemy ją skutecznie przeprowadzić - powiedział.
Dodał, że będzie się kontynuować międzynarodową presję na reżim syryjski, i wyraził przekonanie, że Asad straci władzę. - Nie jest kwestią, czy odejdzie on ze stanowiska, tylko kiedy. Ten dyktator ostatecznie upadnie. Błędem jest jednak sądzić, że jedynym sposobem doprowadzenia do tego jest akcja wojskowa - oświadczył.
W Afganistanie "nie dłużej niż to konieczne"
Obama mówił także o tym, że USA są zaangażowane w długotrwałe kontakty z Afganistanem, lecz nie zamierzają przedłużać swej obecności wojskowej w tym kraju dłużej, niż to konieczne. Oświadczył, że akty przemocy, do których doszło po spaleniu przez amerykańskich żołnierzy egzemplarzy Koranu w natowskiej bazie wojskowej w lutym, to wskazówka, że obecnie nadszedł czas na przekazanie odpowiedzialności za bezpieczeństwo Afgańczykom.
zew, PAP