W październiku 2011 roku Izrael ocalił życie swojego żołnierza, więzionego przez Palestyńczyków od kilku lat – to był triumf negocjacji nad brutalną siłą. Kilka miesięcy później wiemy już, że zwolnienie palestyńskich więźniów kosztowało życie przynajmniej kilkunastu cywilów.
Zarówno Izrael jak i Palestyńczycy nie odpuszczają. Izrael nie ma oporów przed przeprowadzaniem ataków prewencyjnych – czyli innymi słowy likwidowaniu prawdziwych i domniemanych terrorystów zanim zdążą oni pomyśleć o dokonaniu aktu terroru. Z kolei Palestyńczycy są gotowi mścić się za każdego rodaka zabitego przez Izrael. A gdy w stronę Izraela lecą wystrzelone przez bojowników Hamasu rakiety, wówczas o negocjacjach nie może już być mowy.Trwające od 9 marca bombardowania Strefy Gazy i ostrzał rakietowy terytorium Izraela były modelowym przykładem takiej eskalacji konfliktu. Izraelskie wojska zabiły zwolnionego w wymianie z 2011 roku Mahmuda Hananiego. Palestyńczycy w odwecie wystrzelili w stronę Izraela rakiety. Skończyło się na czterech dniach wzajemnego ostrzeliwania się, w czasie których zginęło 25 Palestyńczyków. Strony zawarły rozejm, ale nie łudźmy się – prędzej czy później ktoś będzie szukał odwetu za śmierć brata, męża, siostry, matki. Cóż z tego, że przywódca Hamasu Chaled Meszal nakazał swojej organizacji zaprzestanie bombardowań Izraela. Zawsze znajdzie się jakiś niezależny bojownik zwany po drugiej stronie barykady terrorystą, który stracił w ostatnich nalotach kogoś bliskiego i zapragnie zemsty. A zemsta pociągnie za sobą kolejną zemstę.
Na Bliskim Wschodzie bez zmian.