-To nie jest tylko nasze zwycięstwo, to też zwycięstwo tych, którzy postanowili, że muszą być zaangażowani w proces polityczny w tym kraju - mówiła 66-letnia laureatka Pokojowej Nagrody Nobla. Suu Kyi, która zdobyła jedno z miejsc w parlamencie, chwaliła entuzjazm Birmańczyków, biorących udział w głosowaniu. - Mamy nadzieję, że wszystkie partie, które wzięły udział w tych wyborach, będą w stanie z nami współpracować w celu stworzenia prawdziwie demokratycznej atmosfery w naszym kraju - dodała.
NLD wygrała wybory parlamentarne w 1990 roku, ale wojskowi unieważnili wówczas rezultat głosowania. Na ponowne wybory zezwolili dopiero w 2010 roku, ale NLD zbojkotowała to głosowanie - w wyborach tryumfowała USDP. W wyborach z 1 kwietnia rywalizacja toczyła się o 45 miejsc - 37 w izbie niższej, czyli Izbie Reprezentantów, sześć w izbie wyższej, czyli Izbie Narodowości, oraz o dwa w zgromadzeniach regionalnych.
Dla teoretycznie cywilnych władz, składających się głównie z byłych członków junty, stawka w wyborach jest wysoka. Stany Zjednoczone i Unia Europejska sygnalizowały wcześniej, że gdyby wybory okazały się wolne i uczciwe, Zachód rozważyłby zniesienie niektórych sankcji, nałożonych w ciągu ubiegłych dwóch dziesięcioleci w związku z łamaniem praw człowieka przez birmańskie władze.
W Birmie rok temu rozpoczęto reformy, które zaskoczyły nawet największych przeciwników władz. W marcu ubiegłego roku junta przekazała formalnie władzę popieranej przez nią administracji cywilnej, a prezydent Thein Sein rozpoczął dialog z demokratyczną opozycją. Na wolność wyszły setki więźniów politycznych, podpisano zawieszenie broni z rebeliantami, poluzowano cenzurę, wprowadzono prawo do organizowania strajków i tworzenia związków zawodowych.PAP, arb