Słowa Obamy...
2 kwietnia Obama odniósł się do zeszłotygodniowego posiedzenia Sądu Najwyższego, na którym sędziowie wysłuchali argumentów administracji i przeciwników reformy domagających się jej unieważnienia. Sędziowie podejmą decyzję w tej sprawie w czerwcu.
- Od lat słyszymy, że największym problemem (Sądu Najwyższego) jest sędziowski aktywizm lub też brak sędziowskiej powściągliwości, czyli to, że grupa ludzi, których nie wyłaniano w wyborach, może uchylić należycie uchwalone prawo. Ufam, że ten sąd nie uczyni takiego kroku - powiedział prezydent.
...wywołały burzę
Wypowiedź wywołała burzę, ponieważ od początku istnienia USA jest tam tradycja tzw. rewizji sędziowskiej, czyli podważania i unieważniania przez sądy aktów władz ustawodawczych i wykonawczych uznanych za sprzeczne z konstytucją.
- Sugerowałbym, żeby prezydent się wycofał z tego, co powiedział. Niech sąd wykona swoją pracę. Stabilność naszego systemu i naszych praw od tego zależy - powiedział przywódca republikańskiej mniejszości w Senacie Mitch McConnell. Określił on oświadczenie Obamy jako "niebezpieczne" i "bezprecedensowe".
"Prezydent się myli"
O wywieranie niedopuszczalnego nacisku na Sąd Najwyższy oskarżyli prezydenta m.in. popularny konserwatywny komentator radiowy Rush Limbaugh i znany miliarder-celebryta Donald Trump.
Obamę skrytykował nawet lewicowo-liberalny "Los Angeles Times". "W kilku punktach swej wypowiedzi prezydent się myli. Nie jest prawdą, jakoby Sąd Najwyższy nie mógł uchylić ustawy" - napisał dziennik w komentarzu redakcyjnym.
Wystąpienie Obamy niektórzy porównują do postępowania prezydenta Franklina Delano Roosevelta w latach 30., kiedy usiłował on powiększyć skład Sądu Najwyższego o sędziów bardziej przychylnych jego polityce New Dealu.
zew, PAP