- Nie odwołam moich słów w żadnym wypadku - oświadczył Grass w rozmowie ze stacją telewizyjną 3sat. Pisarz zarzucił swoim krytykom, że nie ustosunkowali się do konkretnych tez, zawartych w opublikowanym 4 kwietnia wierszu "Co musi być powiedziane". Jego celem było "złamanie tabu" wokół faktu, że Izrael jest od dawna mocarstwem z potencjałem atomowym, który "nie podlega żadnej (międzynarodowej - przyp.red.) kontroli".
"Odczuwam ogromną sympatię do Izraela"
Grass powiedział, że liczył na dyskusję, lecz okazało się, że niemiecka prasa nie dopuszcza do głosu odmiennych opinii. Jak podkreślił pisarz, dostaje bardzo dużo maili z wyrazami poparcia, jednak te głosy "nie przebijają się do opinii publicznej". Grass zaznaczył, że jako intelektualista i pisarz ma obowiązek zabierania głosu w ważnych sprawach, aby później ktoś nie powiedział "nie wiedziałem o tym". Uznał za swój błąd, że w swoim utworze pisał o Izraelu, a nie o konkretnym izraelskim rządzie. - Odczuwam ogromną sympatię do tego kraju - zapewnił.
Grass atakuje rząd Izraela
W opublikowanym 4 kwietnia na łamach dziennika "Sueddeutsche Zeitung" wierszu Grass zakwestionował prawo krajów zachodnich do prewencyjnego uderzenia na Iran, które może "wymazać z powierzchni irański naród". Pisarz sugeruje, że Izrael jako mocarstwo atomowe stanowi zagrożenie dla pokoju na świecie. Ostrzegł Niemcy przed dalszym dostarczaniem Izraelowi okrętów podwodnych, które mogą posłużyć do ataku na Iran.
Wiersz Grassa wywołał falę oburzenia w niemieckich i światowych mediach. Komentatorzy zarzucali mu antysemityzm i chęć relatywizowania niemieckiej winy za Holokaust. Przedstawiciele największych niemieckich partii skrytykowali stanowisko pisarza, wytykając mu ignorancję w sprawach bliskowschodnich. Premier Izraela Benjamin Netanjahu nazwał "haniebnym" zrównanie jego kraju z Iranem - "reżimem, który kwestionuje Holokaust i grozi Izraelowi unicestwieniem".
PAP, sjk