Nowa ustawa na 10 lat pozbawia najwyższych przedstawicieli poprzedniego reżimu prawa do głosowania i startowania w wyborach. Gdyby weszła w życie, swą kandydaturę musiałby wycofać Omar Suleiman, były wiceprezydent i szef wywiadu. Podobny zakaz miałby też objąć polityków pełniących urząd premiera w ostatnich 10 latach (co z kolei wykluczyłoby kandydaturę Ahmeda Szafika), ale już nie ministrów (dzięki czemu w wyścigu pozostałby były szef egipskiej dyplomacji, liberalny kandydat Amr Mussa).
Ustawa zatwierdzona w parlamencie to bezpośrednia reakcja na nieoczekiwaną decyzję Suleimana o udziale w wyborach - pisze Reuters. W środowiskach tak islamskich, jak i świeckich budzi on obawy, że jako przedstawiciel dawnej władzy zdławi demokratyczne dążenia Egipcjan, a stanowisko prezydenta mógłby zdobyć dzięki fałszerstwom wyborczym. Z drugiej strony do części egipskiego społeczeństwa trafiają jego ostrzeżenia przed dominacją islamistów w polityce. W opublikowanym w czwartek wywiadzie Suleiman ocenił, że gdyby wygrał kandydat wpływowego Bractwa Muzułmańskiego Chairat al-Szatir, Egipt zostałby przekształcony w państwo wyznaniowe, a Bractwo kontrolowałoby wszystkie instytucje publiczne. Szatir określa kandydaturę Suleimana jako policzek dla Egipcjan, którzy powstali przeciw reżimowi. Bractwo Muzułmańskie zaplanowało na piątek protest przeciw udziale Suleimana w wyborach.
Sąd w Kairze zezwolił na udział w wyborach kandydata ultrakonserwatywnych salafitów Hazema Abu Ismaila. W zeszłym tygodniu komisja wyborcza ogłosiła, że matka Abu Ismaila ma amerykańskie obywatelstwo, co według nowego prawa wyborczego wykluczało jego start. Sąd uznał jednak, że posiadane przez nią dokumenty na to nie wskazują. Wybory prezydenckie w Egipcie odbędą się w dniach 23-24 maja (pierwsza tura) i 16-17 czerwca (druga tura).
zew, PAP