"Washington Post" opublikował artykuł byłego marynarza, a obecnie pisarza Roberto Loidermana zatytułowany: "Powinni po prostu zapłacić te 800 dolarów". Autor wyraża półżartem pogląd, że jedynym grzechem agenta Secret Service w Carteganie oskarżonego o kontakty z przedstawicielką najstarszej profesji świata było to, że chciał ją oszukać, nie płacąc za usługę tyle, ile było uzgodnione. Prostytutka Dania Suarez poinformowała, że spędzenie z nią nocy kosztuje 800 dolarów, ale agent dał jej potem tylko 30 dol. Kobieta zrobiła awanturę w hotelu, na co jego obsługa zareagowała wezwaniem policji. Ta z kolei - gdy okazało się, że nieuczciwy klient jest pracownikiem Secret Service - zadzwoniła do ambasady USA.
Loiderman pisze, że ze swych doświadczeń żeglarskich pamięta, że marynarze - z nim włącznie - zawsze płacili prostytutkom w portach tyle, ile one żądały. "Nie chcę romantyzować niezdrowego trybu życia marynarzy, ale gdyby pracownicy Secret Service uwikłani w ten skandal grali według tych samych reguł i przestrzegali tych samych norm etycznych co pijani marynarze, z którymi pracowałem, nie byłoby żadnej konfrontacji i zachowaliby swoje posady" - podkreśla autor.
10 z 12 agentów Secret Service, którzy zabawiali się z córami Koryntu w Cartagenie, zostało zwolnionych z pracy. Komisje Kongresu prowadzą obecnie dochodzenie w sprawie skandalu. Ustawodawcy niepokoją się, że prostytutki mogły działać w porozumieniu z obcymi wywiadami.
PAP, arb