W przemówieniu w Wirginii w czwartek Romney sugerował, że administracja nie działała dość stanowczo, aby zapewnić bezpieczeństwo Chenowi. Niewidomy dysydent powiedział po opuszczeniu ambasady, że obawia się o swoje życie. - Chen szukał wolności w ambasadzie USA. Czy nie jesteśmy dumni z faktu, że ludzie szukający wolności przychodzą do naszej ambasady? Powinniśmy bronić sprawy wolności gdziekolwiek jest ona atakowana - przekonywał Romney.
Chen opuścił ambasadę na podstawie porozumienia rządu chińskiego z rządem amerykańskim, którego warunków jednak nie ujawniono. Administracja zapewnia, że nie wywierała na niego żadnej presji Romney sugerował jednak, że dyplomaci USA mogli przyspieszyć opuszczenie ambasady przez dysydenta, aby sprawa nie zakłócała rozpoczętych 2 maja rozmów w Pekinie między przedstawicielami rządu chińskiego a sekretarz stanu USA Hillary Clinton i szefem Departamentu Skarbu Timothym Geithnerem. - Jeżeli te wszystkie doniesienia są prawdziwe, jest to mroczny dzień dla sprawy wolności. Jest to także dzień wstydu dla administracji Obamy - oświadczył republikański kandydat.
W zeszłym tygodniu 40-letni Chen - prawnik samouk - uciekł z aresztu domowego i schronił się w ambasadzie USA. 2 maja opuścił amerykańską placówkę, a ambasador USA w Pekinie Gary Locke eskortował go do szpitala, gdzie dysydent miał się spotkać z żoną i dziećmi.
Chen, który stracił wzrok na skutek przebytej w dzieciństwie choroby, przebywał przez półtora roku w areszcie domowym w miejscowości Donshigu w prowincji Szantung we wschodnich Chinach. Dysydent spędził cztery lata w więzieniu za ujawnienie przymusowych aborcji i sterylizacji w wiejskiej społeczności, z której pochodził. Po uwolnieniu lokalne władze umieściły go w areszcie domowym, choć nie było ku temu podstaw prawnych.
PAP, arb