Bez względu na ostateczny wynik wyborów, pewne jest już, że konserwatywna Nowa Demokracja i socjalistyczny PASOK - partie, które dominowały na greckiej scenie politycznej przez prawie cztery dekady - płacą cenę za przeciągający się, głęboki kryzys finansowy. Do wyborów obie partie tworzyły antykryzysowy rząd koalicyjny. Przywódca Nowej Demokracji Antonis Samaras zapowiadał jednak, że po wyborach nie utworzy koalicji z socjalistami.
Wyborcy rozgniewani dwoma latami oszczędności, na które Grecja przystała, by otrzymać wielomiliardowe pakiety ratunkowe, w obliczu groźby bankructwa, masowo odwrócili się od głównych sił politycznych, zwracając się ku mniejszym partiom.
Jeśli potwierdzą się prognozy i żadna partia nie zdobędzie dość głosów, by samodzielnie utworzyć rząd, wówczas ta, która otrzymała najwięcej głosów, będzie miała trzy dni na próbę stworzenia koalicji. Jeśli się to nie powiedzie, kolejną próbę podejmie partia, która zajęła drugie miejsce i też będzie na to miała trzy dni. W razie kolejnego fiaska szansę dostanie partia, która zdobyła trzecie miejsce. Gdyby żadnej z tych partii nie udało się utworzyć koalicji, Grecję czekają nowe wybory.
Niemiecka agencja dpa skwitowała grecki sondaż exit poll słowami: "hiobowa wieść dla strefy euro". Agencja podkreśla, że zdecydowanie umocniły w Grecji swą pozycję radykalne siły polityczne, przeciwne bolesnej sanacji zadłużonego kraju. Wyborcy ukarali główne partie polityczne - Nową Demokrację i PASOK - które zobowiązały się wobec międzynarodowych wierzycieli do kontynuowania programu oszczędnościowego.
W tej chwili w ogóle nie wiadomo, jaki grecki rząd będzie negocjował z międzynarodowymi kredytodawcami. Gdyby nowy rząd nie dotrzymał zobowiązań dotyczących oszczędności, Grecja mogłaby zostać pozbawiona pomocy z zagranicy, co z kolei mogłoby oznaczać bankructwo.
zew, PAP