Przewodniczący Federacji Studentów Chile Gabriel Boric powiedział, że tym razem trwające drugi rok demonstracje przeciwko polityce edukacyjnej konserwatywnego rządu prezydenta Sebastiana Pinery miały zwrócić uwagę opinii publicznej na to, że studiujący, aby kontynuować naukę, są zmuszeni zaciągać coraz większe kredyty. Noam Titelman, przewodniczący Federacji Studentów Uniwersytetu Katolickiego (FEUC) w Santiago, współorganizatora protestów, krytykował rządową reformę uniwersytecką jako przygotowaną "bez konsultacji z zainteresowanymi, na których barki przerzuca koszty reformy uniwersyteckiej".
Przedstawiciele rządu polemizują z organizatorami protestów. Zwracają uwagę, że dzięki zabiegom rządowym dziś większość studentów nie musi już zaciągać kredytów na koszty studiów w prywatnych bankach, gdzie są wysoko oprocentowane. Otrzymują niskooprocentowane pożyczki bezpośrednio od państwa.
Rosnące bezrobocie i polityka edukacyjna konserwatywnego rządu to, według działaczy FEUC, jedne z głównych przyczyn szybkiego spadku popularności prezydenta Pinery. Wygrał on w 2010 roku wybory, uzyskując 51,6 proc. głosów, a obecnie popiera go, według sondaży, 23 do 24 proc. wyborców. Jest to najniższe poparcie dla szefa państwa chilijskiego od czasu zakończenia rządów gen. Augusto Pinocheta w 1990 r.
zew, PAP