Brytyjska ustawa o ekstradycji (Extradition Act) z 2003 r. używa pojęcia "judicial authorities" w wąskim znaczeniu władz sądowych. Stąd obrońcy twierdzili, że szwedzka prokuratura w myśl tej ustawy nie jest właściwym organem do występowania o ekstradycję, co czyni jej wniosek nieważnym. Sąd nie podzielił tej argumentacji, uznając, że wniosek rodzi skutki prawne. Sędziowie przyznali zarazem obronie prawo do zwrócenia się do Sądu Najwyższego o dopuszczenie odwołania, ponieważ podstawą prawną orzeczenia była specyficzna interpretacja decyzji ramowej (oparta na konwencji wiedeńskiej), do której obrona nie miała okazji się ustosunkować.
Na zwrócenie się do sądu o rozpatrzenie kwestii prawnej obrona uzyskała 14 dni. Przez ten czas Assange może pozostać w Wielkiej Brytanii na dotychczasowych warunkach aresztu domowego. Środowe orzeczenie jest kulminacją trwającej 18 miesięcy procedury prawnej, rozpoczętej w grudniu 2010 r. aresztowaniem Assange'a. Zarówno sąd pokoju, jak i sąd drugiej instancji w Wielkiej Brytanii uznały, że nie ma przeszkód formalnoprawnych do wydania go Szwedom.
41-letni Australijczyk zaprzecza zarzutom szwedzkiej prokuratury, iż dopuścił się gwałtu seksualnej napaści wobec dwóch Szwedek. Twierdzi, że seks był za obopólną zgodą, a zarzuty mają podłoże polityczne. Assange obawia się, że Szwedzi wydadzą go Amerykanom, którzy postawią go przed sądem - podobnie jak żołnierza armii USA Bradleya Manninga, który obecnie odpowiada przed wojskowym trybunałem za przekazanie WikiLeaks tysięcy tajnych dokumentów, dotyczących działań w Iraku i Afganistanie. W razie kolejnej przegranej i deportowania Assange będzie wciąż mógł odwołać się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, ale będzie mógł to uczynić tylko w Szwecji.
ja, PAP