"Mam pecha, że urodziłem się w Sudanie"
Konflikt w Południowym Kordofanie i Błękitnym Nilu - przygranicznych prowincjach należących do Sudanu Północnego - sięga czasów wojny domowej, która zakończyła się w 2005 roku porozumieniem pokojowym. Sudan Południowy uzyskał niepodległość w lipcu 2011. - Sytuacja jest dramatyczna, po dwóch stronach granicy codziennie umiera z wycieńczenia 30-40 osób - powiedział w wywiadzie dla agencji Reutera Malik Agar - przywódca Sudańskiego Frontu Rewolucyjnego, koalicji trzech grup rebelianckich walczących z północnosudańskim reżimem prezydenta Omara el-Baszira.
- W obu prowincjach panują niedobory żywności spowodowane świadomą polityką północnosudańskiego rządu, który nie dopuszcza do nich pomocy humanitarnej - oświadczyła szefowa AI Polska Draginja Nadażdin. Samoloty SAF (ang. Sudanese Armed Forces - z Północy) bombardują również szkoły, kliniki i kościoły. Tysiące ludzi tygodniami ukrywają się w buszu lub na piechotę próbują dotrzeć na terytorium Południa. - My maszerowaliśmy ponad 20 dni, bez jedzenia. Wielu ludzi jest nadal w drodze, ci starsi i słabsi zostali z tyłu - powiedział Taban, który kilka tygodni temu dotarł wraz żoną i trójką dzieci do obozu dla uchodźców w Doro. - Mam pecha, że urodziłem się w Sudanie - dodał.
"Sytuacja jest krytyczna"
Liczba uchodźców rośnie w zastraszającym tempie. Trwa pora deszczowa, lada dzień wyboiste drogi zamienią się w płynące błotem rzeki. Obozy dla uchodźców w Maban, gdzie obecnie przebywa ich ponad 90 tys., mogą zostać odcięte od świata. - Mamy tu sytuację krytyczną. Codziennie rozprowadzamy 90 tys. litrów wody. Nasze zbiorniki będą puste do końca tygodnia, wtedy sytuacja będzie krytyczna - powiedział koordynator kryzysowy Lekarzy Bez Granic Patrick Swartenbroekx.
Według pracowników organizacji humanitarnych w obozach na terytorium Południa w prowincji Górnego Nilu najgorszy z możliwych scenariuszy właśnie się spełnia. Ludzie szukają schronienia pod drzewami, brakuje plastikowych folii, z których można zbudować choćby prowizoryczne schronienie. Mówi się również o zagrożeniu epidemią cholery. AI ujawniła przypadki wcielania uchodźców siłą do oddziałów armii rebelianckich. Przywódcy grup rebelianckich prowadzą obecnie rozmowy z przedstawicielami ONZ, Unii Afrykańskiej i Ligi Arabskiej o możliwości bezpiecznej dystrybucji pomocy humanitarnej w rejonach przez nich kontrolowanych.
22-letni konflikt
Dyskusje toczą się w ramach negocjacji pomiędzy Północą a Południem, które niedawno wznowiono po konfrontacjach zbrojnych armii obu państw w roponośnych rejonach granicznych. Chartum i Dżuba muszą dokładnie wytyczyć granice, uzgodnić wysokość opłat za korzystanie z rurociągu, który biegnie na nad Morze Czerwone, określić status obywatelski mieszkańców obu terytoriów i podział długu narodowego.
Jednym z newralgicznych tematów rozmów jest kwestia wspierania grup rebelianckich przez Dżubę, o co oskarża swego sąsiada Chartum. Południowy Sudan zarzuca zaś rządowi Baszira dozbrajanie partyzantki na jego terytorium. Obie strony zaprzeczają wzajemnym oskarżeniom.
Mimo że armia Północy od lat łamie prawa człowieka, a prezydent Sudanu jest ścigany listem gończym za zbrodnie w Darfurze, Sudan nadal jest jednym z największych rynków zbytu broni na świecie. Według raportu AI w ostatnich latach głównymi dostawcami broni do Sudanu są: Białoruś, Chiny, Rosja i Ukraina. W sudańskiej wojnie domowej między Północą a Południem, która trwała 22 lata, zginęło ponad 2,5 mln osób, a ponad 4 mln zostało zmuszonych do opuszczenia domów.
ja, PAP