- Jedna rzecz to podjąć decyzję o deportacji, inna to sposób jej egzekucji - powiedział działacz społeczny, który pracuje ze społecznościami imigranckimi w Tel Awiwie Ejal Feder. - 12 czerwca nad ranem policja aresztowała w ich domach kilka rodzin, z którymi pracujemy. Była też policyjna operacja w tej okolicy, w pobliżu parku. Władze nie dały nawet tygodnia ludziom, którzy mieszkali w Izraelu od lat, by mieli czas na oswojenie się z deportacją, spakowanie rzeczy. Dzieci nie będą w stanie skończyć semestru w szkołach. Odebrano imigrantom możliwość godnego wyjazdu - twierdzi Feder.
7 czerwca izraelski sąd uznał, że deportowanie nielegalnych imigrantów z Południowego Sudanu do ich kraju nie stanowi zagrożenia dla ich życia. Wyrok, oprotestowany przez organizacje pozarządowe, przyjął z zadowoleniem izraelski minister spraw wewnętrznych Eli Iszai, który uznał to za jeden z pierwszych kroków w procesie pozbywania się wszystkich imigrantów z Afryki. W Izraelu wg oficjalnych szacunków przebywa około 60 tys. nieudokumentowanych imigrantów, część z nich to uchodźcy, część to migranci zarobkowi. Większość pochodzi z Erytrei i Sudanu i nie może być deportowana ze względu na sytuację w tych krajach. Południowi Sudańczycy w Izraelu to zaledwie 1500 ludzi.
Osoby, które zdecydują się w tym tygodniu podpisać formularz o dobrowolnym wyjeździe, dostaną bilet lotniczy i tysiąc euro na każdą dorosłą osobę opuszczającą Izrael wraz z dziećmi - poinformowała AFP rzeczniczka izraelskiego MSW. W połowie maja antyimigrancka demonstracja w Tel Awiwie, na której przemawiali prawicowi politycy, skończyła się przemocą, demolowaniem afrykańskich sklepów i atakowaniem czarnoskórych przechodniów.
ja, PAP