33-letni linoskoczek nosił specjalną uprząż zabezpieczającą go przed nieszczęśliwym wypadkiem. Nalegała na to telewizja ABC, które transmitowała całe wydarzenie z 5-sekundowym opóźnieniem. Po początkowych protestach akrobata ustąpił - mimo to stacja zagroziła, że przerwie transmisję jego wyczynu, jeśli w którymś momencie Wallenda spróbuje ją zdjąć. Nad jego bezpieczeństwem czuwała ponadto ekipa śmigłowca ratowniczego. Koszt jego użycia oraz całej akcji pokryła ABC.
W czasie gdy Wallenda pokonywał dystans dzielący go od drugiego brzegu, ABC przeprowadziła z nim kilka krótkich rozmów, aby dowiedzieć się o warunki panujące nad krawędzią Niagary i jego samopoczucie. - Boże, to niewiarygodnie piękny widok, zapiera dech w piersiach - mówił. Innym razem opisywał trudności w utrzymywaniu równowagi przy ścierających się wiatrach i mgle.
Tłumy zaczęły zbierać się już wczesnym rankiem. Cztery tysiące biletów na to wydarzenie sprzedano w kilka minut po otwarciu sprzedaży. W hotelach w rejonie wodospadu pokój można było 15 czerwca wynająć już tylko za bardzo wysoką cenę, a na granicy między USA a Kanadą tablice ostrzegały przed korkami. Ostatecznie niecodzienny wyczyn podziwiało ok. 4 tysięcy osób po stronie amerykańskiej, a po kanadyjskiej, gdzie spacer się kończył - blisko 125 tysięcy.
Prapradziadek Nika Wallendy, Karl, zginął w 1978 roku w wieku 73 lat, próbując przejść po linie między dwoma budynkami w Portoryko. Nik i jego matka powtórzyli to przejście rok temu. Nik Wallenda poinformował, że ma już zgodę na pierwsze w historii przejście po linie nad Wielkim Kanionem w Arizonie. Dystans do pokonania w powietrzu będzie trzykrotnie dłuższy niż ten nad Niagarą. Nie wiadomo jeszcze, kiedy linoskoczek podejmie to wyzwanie.
PAP, arb