Northern Gateway ma być liczącym prawie 1200 kilometrów rurociągiem, dzięki któremu wydobywana przez koncern Enbridge ropa z piasków bitumicznych Alberty miałaby dopłynąć do zachodnich wybrzeży Kanady i dalej być eksportowana do Azji. Polityka rządu premiera Stephena Harpera zakłada bowiem dywersyfikację odbiorców kanadyjskiej ropy.
Jednak, choć w zasadzie zgoda na tak duże projekty jak Northern Gateway leży w kompetencjach rządu federalnego, który ostatnio zmienił przepisy na przyjaźniejsze dużym inwestorom, to oponenci mogą mieć dużo do powiedzenia.
Od kilku lat coraz głośniej swoich praw do udziału w decyzjach infrastrukturalnych domagają się Indianie. Powołują się na ponad stuletnie traktaty z Koroną Brytyjską. Miały im one gwarantować możliwość decydowania o wykorzystaniu należących do nich terenów (a ropociąg miałby przebiegać m.in. przez tereny Pierwszych Narodów) oraz korzyści z eksploatacji tych terenów. Przez wiele lat prawa First Nations były ignorowane.
Jednak w ostatnim czasie Indianie wyrośli na poważną siłę polityczną, która nawet jeśli nie dysponuje dużymi pieniędzmi, to ma silne argumenty. Podczas niedawnych wyborów krajowego wodza Pierwszych Narodów mówiono otwarcie, że przyszedł czas na sprawiedliwy udział pierwotnych mieszkańców Kanady w zyskach z wydobycia surowców naturalnych. Temat powrócił podczas spotkania premierów prowincji z przywódcami Pierwszych Narodów.
W przypadku Northern Gateway koncern Enbridge zapewniał, że chce dodatkowo przeznaczyć pół miliarda dolarów kanadyjskich na podwyższenie zabezpieczenia rurociągu. Przedstawiciele Indian skrytykowali ten plan wskazując, że Enbridge w przeszłości dopuścił się uchybień w kwestii bezpieczeństwa ropociągów.
Zaledwie dwa tygodnie temu rząd USA opublikował raport, w którym wskazywał, że Enbridge świadomie dopuścił w 2010 roku do wycieku ponad 3 mln litrów ropy do rzeki Kalamazoo w amerykańskim stanie Michigan z należącego do kanadyjskiej firmy rurociągu. Okazało się bowiem, że pracownicy Enbridge zignorowali sygnały o rozszczelnieniu ropociągu. Raport ten jest silnym argumentem przeciw Northern Gateway, tak dla Indian, jak dla rządu Kolumbii Brytyjskiej.
Budowa Northern Gateway napotkała dodatkową trudność. We wtorek pani premier Kolumbii Brytyjskiej Christy Clark oznajmiła, że rurociąg otrzyma niezbędne zgody ze strony prowincji, o ile Kolumbia Brytyjska uzyska odpowiednie korzyści finansowe. Chodzi o zrekompensowanie ryzyka katastrofy ekologicznej w przypadku np. wycieków z ropociągu. Telewizja CBC cytowała ministra środowiska Kolumbii Brytyjskiej, który szacował, że przy obecnie proponowanym poziomie zysków dla prowincji (1,2 mld dolarów kanadyjskich przez 30 lat) prowincja otrzymuje 8 proc. zysków z ropociągu, ale bierze na siebie 100 proc. ryzyka związanego z działalnością portu przeładunkowego w Kitimat.
Tymczasem premier Alberty Alison Redford odparła, że nie będzie dzieliła się korzyściami z tzw. royalties, czyli opłatami eksploatacyjnymi pobieranymi od wydobycia surowców naturalnych.
Problem jest istotny, ponieważ dotychczas w Kanadzie nie było zwyczaju udziału w korzyściach z produkcji surowców w jednej prowincji i transportowania ich przez inną prowincję. Rządy kanadyjskich prowincji obawiają się więc precedensu. "Uzasadnione obawy pani Clark doprowadziły do nieuzasadnionych żądań" - spuentował dziennik "The Globe and Mail".mp, pap