- W poprzedni poniedziałek (23 lipca) dostaliśmy zaświadczenie o zarejestrowaniu grupy inicjatywnej (na rzecz zbierania podpisów pod kandydaturą Milinkiewicza). Tego samego dnia zaczęliśmy zbierać podpisy. Od tego czasu zgromadziliśmy ich 1000 i przeprowadziliśmy cztery pikiety (w celu zbierania podpisów). Teraz nadal zbieramy podpisy chodząc po mieszkaniach oraz organizujemy pikiety – powiedział szef grupy inicjatywnej Milinkiewicza, Juraś Mielaszkiewicz.
Milinkiewicz, który był kandydatem w wyborach prezydenckich w 2006 roku, nie startował w następnych cztery lata później. Tłumaczył to brakiem postulowanych przez jego ruch zmian w ustawodawstwie wyborczym. Wskazywał również na brak jedności wewnątrz opozycji, która "wiele straciła na skutek wewnętrznych sporów". Teraz Milinkiewicz tłumaczy, że zadaniem ruchu "O Wolność" w wyborach parlamentarnych będzie "umocnienie w Białorusinach przekonania o konieczności zmian i osobistej odpowiedzialności za los ojczyzny". - Chcemy opowiedzieć ludziom o udanych reformach w różnych krajach, w tym w Estonii, na Słowacji, w Polsce, Czechach i innych - podkreślił.
- Proponujemy również plan reform dla Białorusi z uwzględnieniem ich (tych państw) błędów. Zaprezentujemy »Program narodowy« - swoistą mapę drogową reform, nad którą pracowaliśmy ponad rok" - oznajmił Milinkiewicz.
23 września odbędą się wybory do niższej izby parlamentu Białorusi, Izby Reprezentantów. Wśród opozycyjnych ugrupowań nie ma zgody co do przedwyborczej strategii. Choć wszystkie siły prodemokratyczne uważają, że zbliżające się wybory nie będą uczciwe, to nie wypracowały wspólnego stanowiska co do tego, czy należy je zbojkotować. Kampanię bojkotu ogłosiły dotąd Białoruska Chrześcijańska Demokracja oraz rada koordynacyjna opozycyjnego ruchu Zjazdów Narodowych. Wysunięcie kandydatów zapowiedziała natomiast m.in. lewicowa partia Sprawiedliwy Świat, Partia Białoruski Front Narodowy i Zjednoczona Partia Obywatelska.
Po wyborach prezydenckich z 2010 roku brutalnie zdławiono w Mińsku protest przeciwko oficjalnym wynikom, dającym prawie 80 proc. poparcia prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence. Do aresztów trafiło wtedy ponad 600 osób. Kilkadziesiąt z nich stanęło przed sądem w sprawach karnych dotyczących masowych zamieszek, ponad 20 skazano na pobyt w kolonii karnej.
jl, PAP