W przemówieniu Clinton oficjalnie nominuje Obamę na kandydata partii w wyborach 6 listopada i przedstawi argumenty za jego reelekcją. Podkreśli ekonomiczne osiągnięcia prezydenta, np. fakt, że nie dopuścił do głębszego kryzysu w 2009 roku i uratował amerykański przemysł samochodowy przed bankructwem.
Prominentna rola przyznana Clintonowi ma podkreślić spójność Partii Demokratycznej, która jednoznacznie popiera kandydaturę Obamy.
Były prezydent kilkakrotnie krytykował Obamę, m.in. wzywając go, aby poparł tymczasowe przedłużenie cięć podatkowych dla wszystkich Amerykanów. Obama opowiada się za wygaśnięciem ulg w podatkach dochodowych od najzamożniejszych obywateli.
Krytyka ze strony Clintona dała powody do komentarzy, że skrycie pragnie on nawet porażki Obamy w wyborach. W kampanii w 2008 r. Clinton popierał w prawyborach demokratycznych kandydaturę swej małżonki Hillary Clinton.
Bill Clinton, wciąż niezmiernie popularny wśród Demokratów i niezależnych wyborców, zadeklarował jednak w tym roku zdecydowane poparcie dla Obamy.
Jego wystąpienie na konwencji w Charlotte i demonstracja jedności Demokratów stoją w jaskrawym kontraście do sytuacji w partii Republikanów (GOP).
Republikanie poparli Mitta Romneya, ale po długich prawyborach, w których szukano alternatywy dla jego kandydatury.
W dodatku były republikański prezydent George W. Bush jest uważany w stronnictwie za "toksycznego" polityka i chociaż poparł on Romneya, elity GOP tego nie eksponują.
Bush nie będzie nawet obecny na przedwyborczej konwencji Republikanów, która odbędzie się w Tampie na Florydzie w dniach 27-31 sierpnia.
mp, pap