W minionym tygodniu doszło do dwóch poważnych ataków rekinów - jedna osoba zginęła, a jedna cudem ocalała. Okolice Saint-Leu są bardzo popularne wśród surferów. W związku z atakami morskich drapieżników władze miejskie domagają się zlikwidowania żarłaczy tygrysich i tępogłowych, których populacja znacznie wzrosła w ciągu ostatnich kilku lat. Około 300 surferów i mieszkańców wyspy demonstrowało przed budynkiem komendy głównej policji, domagając się rozprawy z rekinami.
Żarłacz tygrysi i tępogłowy to gatunki bardzo agresywne. Połów tych ryb nie jest zabroniony, jednak rybacy unikają ich ze względu na groźne toksyny, które zawiera ich mięso. Według mieszkańców okolicy właśnie to przyczyniło się do tak szybkiego i niekontrolowanego wzrostu liczby rekinów w wodach wokół Reunion.
Francuskie ministerstwo ds. terytoriów zamorskich nie zgodziło się na razie na podjęcie tak radykalnych kroków jak kontrolowana likwidacja żarłaczy, tłumacząc to koniecznością przeprowadzenia badań naukowych, które pomogłyby w zrozumieniu, skąd w ich mięsie biorą się niebezpieczne toksyny, powodujące poważne zatrucia pokarmowe. Wzmożone ataki rekinów na ludzi występują na całym Oceanie Indyjskim, a w szczególności u wybrzeży Australii. Najczęściej ofiarami ataków padają surferzy.
PAP, arb