Informacje te przekazał bojownik Husam Nadżar, który jest snajperem i walczył w brygadzie powstańczej dowodzonej przez Al-Mahdiego Al-Haratiego; zajęła ona siedzibę Kadafiego w Trypolisie. Nadżar, którego ojciec jest Libijczykiem, a matka Irlandką, poinformował, że pochodzący z zachodniej Libii Harati obecnie dowodzi oddziałami w Syrii. W ich skład wchodzą głównie Syryjczycy, ale są tam też zagraniczni bojownicy, w tym ok. 20 członków libijskiej brygady. Przed kilkoma miesiącami Harati poprosił Nadżara, by przyłączył się do walki.
"Karabiny były prawie bezużyteczne"
Nadżar wyjaśnił, że syryjskich rebeliantów wspierają libijscy specjaliści od broni ciężkiej, łączności i logistyki. Działają m.in. w bazach szkoleniowych. Bojownik twierdzi, że do walki planują przyłączyć się tysiące sunnitów z krajów arabskich. Po przyjeździe do Syrii Nadżar był zaskoczony, że rebelianci są słabo uzbrojeni i zdezorganizowani. - Prawie się popłakałem, gdy zobaczyłem ich broń. Karabiny były prawie bezużyteczne - opowiadał bojownik. - Na szczęście możemy im w tym pomóc, wiemy, jak naprawiać broń i ją konserwować - dodał.
Według weterana w ciągu kilku miesięcy, które minęły od jego przyjazdu do Syrii, arsenał rebeliantów zwiększył się pięciokrotnie. Bojownicy otrzymali m.in. broń przeciwlotniczą i karabiny snajperskie. W przeciwieństwie do libijskich powstańców, którzy korzystali z ustanowienia przez siły międzynarodowe strefy zakazu lotów i mogli tworzyć obozy szkoleniowe z prawdziwego zdarzenia, rebelianci w Syrii nigdy nie są poza zasięgiem sił powietrznych prezydenta Baszara el-Asada.
"Tu nie chodzi o upadek Asada"
Zdaniem Nadżara represje, jakim poddawani są przez alawicki reżim sunnici w Syrii są większe niż te, które za rządów Kadafiego dotykały Libijczyków. Ocenił, że jednym z największych powodów opóźniających rewolucję jest brak jedności wśród rebeliantów. - Tu nie chodzi tylko o upadek Asada, lecz o przejęcie kontroli nad krajem przez syryjskich sunnitów i odsunięcie od władzy mniejszości, która przez lata ich prześladowała - dodał.
Obecność zagranicznych bojowników jest delikatną kwestią dla syryjskich rebeliantów. Rząd Asada określa swoich przeciwników jako "terrorystów" wspieranych przez Turcję i kraje Zatoki Perskiej. Oskarża przy tym Ankarę i sunnickie państwa regionu o zbrojenie i finansowanie rebeliantów, a także o dowodzenie ich oddziałami.
ja, PAP