Panetta, który dwa tygodnie temu złożył wizytę w Izraelu, podkreślił, że jest ważne aby akcję zbrojną traktować "jako ostateczność" oraz, że wciąż jest jeszcze czas na dyplomację i sankcje. - Z dyplomatycznego punktu widzenia prawda jest taka, że wciąż sądzimy, iż jest miejsce na negocjacje - dodał.
Izrael już od dłuższego czasu grozi atakiem na Iran aby zapobiec uzyskaniu przez to państwo broni nuklearnej. Większość izraelskiej opinii publicznej jest jednak przeciwna takiemu posunięciu obawiając się wybuchu nowej wojny o trudnych do przewidzenia konsekwencjach. Różnice zdań na ten temat istnieją także w rządzącej w Izraelu koalicji. Tymczasem premier Izraela Benjamin Netanjahu oświadczył, że podstawowe znaczenie ma to, iż irańska broń nuklearna "byłaby równoznaczna z drugim Holokaustem".
Ambasador Izraela w USA Michael Oren ostrzegł w wywiadzie dla CNN, że "okno czasowe" przed podjęciem decyzji o ataku "jest małe i zmniejsza się". Przyznał też, że istnieją w tej sprawie rozbieżności między Tel Awiwem a Waszyngtonem, który uważa, iż czasu jest więcej. Wypowiedzi te spowodowały już spadki na izraelskich rynkach finansowych.
Teheran systematycznie zaprzecza jakoby jego program atomowy miał na celu wyprodukowanie broni nuklearnej i twierdzi, że służy on jedynie produkcji energii elektrycznej. Tymczasem przewodniczący Kolegium Szefów Sztabów Sił Zbrojnych USA gen. Martin Dempsey podkreśla, że izraelski atak nie byłby w stanie zniszczyć irańskiego programu nuklearnego, a jedynie opóźnić jego pracę. Reuter przypomina, że amerykańskie osobistości oficjalne wielokrotnie podkreślały, iż Waszyngton może zniszczyć irańskie ośrodki atomowe i nie dopuści do uzyskania przez Teheran broni nuklearnej. Nie jest jednak jasne czy zapewnienia te wystarczą aby powstrzymać Izrael od ataku.
PAP, arb