- Nasi bojownicy nie mają nic wspólnego z eksplozją - podkreślono na stronie internetowej Firat News, bliskiej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), która prowadzi zbrojną walkę o niepodległość lub szeroką autonomię prowincji kurdyjskich w Turcji. Dotychczas nikt nie wziął na siebie odpowiedzialności za zamach.
W poniedziałek wieczorem doszło do silnej eksplozji w pobliżu komisariatu policji w centrum miasta Gaziantep. Początkowo informowano o ośmiu ofiarach śmiertelnych, ale we wtorek tureckie władze podały, że w wyniku odniesionych obrażeń zmarła dziewiąta osoba - 12-letnia dziewczynka. Według wicepremiera Besira Atalaya, wśród dziewięciu zabitych jest czworo dzieci. Prawie 70 osób zostało rannych.
Atalay oskarżył o przeprowadzenie zamachu właśnie rebeliantów z PKK. Atak zorganizowano drugiego dnia święta Id al-Fitr, kończącego ramadan. Dodał, że do tej pory nikogo nie aresztowano. W środę do Gaziantep, które leży ok. 50 km od granicy syryjskiej, udaje się premier Turcji Recep Tayyip Erdogan.
PKK jest uważana przez Turcję, USA i UE za organizację terrorystyczną. Szacuje się, że od 1984 roku konflikt w tureckim Kurdystanie spowodował śmierć około 45 tys. ludzi. Turcja oskarżała sąsiednią Syrię o wspieranie PKK.
Kurdowie stanowią blisko 20 procent 75-milionowej ludności Turcji.mp, pap