Przemawiając w Columbus w stanie Ohio, Obama nawiązał do wypowiedzi swego republikańskiego rywala, który radził nastolatkom pragnącym studiować na uniwersytecie, żeby "poszukali sobie" źródeł finansowania nauki. - To jest jego odpowiedź młodemu człowiekowi, który chce iść do college'u: poszukaj sobie funduszy, pożycz pieniądze od rodziców, jeśli musisz - ale jeśli oni ich nie mają, jesteś zdany na siebie - powiedział prezydent.
Koszty wyższych studiów w USA znacznie przewyższają te znane z Europy - na najlepszych uczelniach Ligi Bluszczowej sięgają 60 tys. dolarów rocznie. Nawet za naukę na publicznych uniwersytetach - zwykle znacznie gorszych - trzeba płacić kwoty rzędu kilkunastu tysięcy dolarów. Wiele uczelni funduje uboższym studentom stypendia wyrównawcze oraz pożyczki na studia. Spłata pożyczek jest ogromnym problemem dla absolwentów, zwłaszcza w trudnej obecnie sytuacji na rynku pracy.
Obama przypomniał, że plan budżetowy Republikanów, opracowany przez kandydata na wiceprezydenta Paula Ryana, przewiduje redukcję o 115 miliardów dolarów budżetu Departamentu Edukacji w najbliższych latach. Oznaczałoby to m.in. znaczne uszczuplenie funduszy na stypendia federalne dla studentów o niższych dochodach, tzw. Pell Grants.
Sztab kampanii Obamy opłacił ogłoszenia telewizyjne wytykające Republikanom plany cięć wydatków na oświatę i szkolnictwo wyższe. W Ohio - jednym z kluczowych stanów, które mogą zadecydować o wyniku wyborów - spot sponsorowany przez kampanię Obamy zarzucił GOP, że ewentualne rządy Romneya oznaczałyby cięcia stypendiów dla 365 000 studentów.
Kierownictwo kampanii Romneya twierdzi, że ogłoszenia Demokratów zniekształcają informacje o planach kandydata w sprawie budżetu na edukację. Sztab Romneya i jego zwolennicy na prawicy od wielu tygodni oskarżają obóz Obamy, że jego kampania sprowadza się do ataków personalnych, i to posługujących się kłamstwami i oszczerstwami. Kierownictwo kampanii prezydenta odpowiada podobnymi zarzutami.
zew, PAP