Sąd najwyższy Ekwadoru odmówił ekstradycji obywatela Białorusi, przebywającego od czerwca w ekwadorskim areszcie. Władze w Mińsku zarzucają mu oszustwo i wyłudzenie. Bronią go natomiast białoruscy obrońcy praw człowieka. 30-letni Alaksandr Barankow to były detektyw białoruskiej milicji. Mężczyzna twierdzi, że uciekł z kraju po tym, jak odkrył szajkę przemytników paliwa, z którą związani byli wysocy funkcjonariusze państwowi, w tym krewni prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki.
Barankow argumentował, że jeśli zostanie odesłany do Mińska, grozi mu śmierć. Sędzia Carlos Ramirez uznał więc, że przyznany mu wcześniej status uchodźcy politycznego jest usprawiedliwiony i zwolnił go z aresztu. - Jestem szczęśliwy! Uratowali mi życie - powiedział przez telefon agencji Associated Press Barankow. Areszt najprawdopodobniej opuści 29 sierpnia.
PAP, arb
Sędzia Ramirez po raz drugi odrzucił wniosek o ekstradycję złożony przez Białoruś. W październiku ubiegłego roku podkreślił, że przedstawione przez stronę białoruską dowody są niewystarczające. Barankow twierdzi, że w czerwcu władze Ekwadoru aresztowały go pod naciskiem Mińska w związku z podróżą Łukaszenki do Quito.
Sprawa Barankowa stała się głośna po przyznaniu przez Ekwador azylu założycielowi WikiLeaks Julianowi Assange'owi. Ekwadorski prezydent Rafael Correa oświadczył, że do czasu ogłoszenia wyroku sądu nie będzie jej komentował. Tymczasem wiceszef dyplomacji zapewnił, że sprawa Białorusina zostanie potraktowana z takim samym szacunkiem dla praw człowieka, jak prośba o azyl dla Assange'a.
Barankow uzyskał status uchodźcy w 2010 roku z powodu prześladowań politycznych. Wcześniej spędził 55 dni w więzieniu z powodu wygaśnięcia ważności jego wizy pobytowej.PAP, arb