- Prosimy o przebaczenie, że przez prawie 50 lat nie zdobyliśmy się na to, by się zachować jak istoty ludzkie wobec innych istot ludzkich – powiedział szef firmy Harald Stock. Słowa te wypowiedział podczas uroczystości odsłonięcia w Stolbergu, gdzie mieści się siedziba Gruenenthal, statuy z brązu upamiętniającej dzieci, który przyszły na świat bez rąk i nóg lub ze zdeformowanymi kończynami.
"Władze firmy były w szoku"
Stock dodał, że prosi o wyrozumiałość za tak długie milczenie, ale wynikało ono z tego, że władze firmy było w szoku, gdy sobie uświadomiono, do czego doprowadził wprowadzony przez nich na rynek lek. Został on opracowany przez chemików niemieckiej firmy w 1953 r. jak środek o działaniu przeciwwymiotnym, przeciwbólowym, usypiającym i hipnotycznym. W latach 1957-61 był sprzedawany w 50 krajach po nazwą Contergan, Talimol, Kevadon, Nibrol, Sedimide, Quietoplex, Neurosedyn, Distaval.
Uważano, że jest bezpieczny i może być zażywany nawet przez kobiety w ciąży. Przepisywano go jako środek nasenny oraz na poranne nudności i wymioty. Wtedy nie wiedziano jeszcze, że ma działanie teratogenne – powoduje wady wrodzone płodu. Po kilku latach stwierdzono je u około 15 tys. płodów, z których prawie 12 tys. zostało donoszonych, a przeżyło 8 tys.
Tysiące dzieci z deformacjami
Dzieci te przyszły na świat z ciężki deformacjami – ze zbyt krótkimi i zniekształconymi rękami i nogami lub w ogóle bez jakichkolwiek kończyn. Ale miały też uszkodzenia oczu, uszu, narządów płciowych, mięśnia sercowego oraz wielu narządów wewnętrznych. Wiele z nich osiągnęło wiek dorosły i żyje nadal. Sami siebie nazywają „talidomerami”.
Jednym z nich jest 52-letni Freddie Astbury z Liverpoolu, który urodził się bez kończyn. Powiedział, że jego zdaniem na przeprosiny ze strony producenta leku jest już za późno. - Nie rozumiem, jak mogło to zabrać tak dużo czasu - powiedział. Dodał, że Gruenenthal odmawiał negocjacji odnośnie wypłaty poszkodowanym rekompensaty twierdząc, że nie jest niczemu winna, gdyż przed wprowadzeniem leku na rynek wykonano wszystkie wymagane wtedy badania kliniczne. Najwyższy czas, żeby firma to wreszcie uczyniła. - Za słowami powinny pójść czyny – podkreślił.
Żądają milionowych odszkodowań
Astbury zabrał w tej sprawie głos jako przedstawiciel organizacji Thalidomide U.K., reprezentującej interesy brytyjskich ofiar talidomidu. Powiedział, że jeśli o niego chodzi, to niemiecka firma powinna opłacić mu specjalistyczny samochód za 50 tys. funtów (79 tys. dolarów), którym mógłby się poruszać. Takiego pojazdu potrzebują wszystkie ofiary talidomidu. A zatem wypłaty odszkodowań powinny iść co najmniej w miliony.
Stock tłumaczy, że przemysł farmaceutyczny wyciągnął wnioski z wprowadzenia talidomidu na rynek i potrafi dziś znacznie więcej niż wtedy, gdy go badano. W 1970 r. w Niemczech utworzono fundusz dysponujący 150 mln euro na potrzeby 3 tys. poszkodowanych obywateli niemieckich. Stock przyznał, że nawet ta kwota jest zbyt mała na pomoc dla niemieckich ofiar talidomidu.
Poszkodowani nie ustępują w dochodzeniu swych praw. W lipcu 2012 r. Lynette Rowe z Australii są przyznał wielomilionowe odszkodowanie od brytyjskiego dystrybutora leku za szkody, jakie wyrządził on w jej organizmie. Zasądzenie kolejnych odszkodowań oczekuje około 100 innych osób w pozwie zbiorowym. Talidomid ponownie wrócił na rynek, ale jako lek o zupełnie innym przeznaczeniu - na szpiczaka mnogiego. Prowadzone są badania, czy może być przydatny w leczeniu innych chorób nowotworowych oraz innych schorzeń, takich jak AIDS i zwyrodnienia stawów.
ja, PAP