Oficer armii syryjskiej i kilku rezerwistów, którzy nie chcą wracać do wojska powiedzieli tej agencji, że w minionych dwóch miesiącach do czynnej służby powołano tysiące mężczyzn, żeby wzmocnić 300-tysięczną armię. - Mamy do wyboru: zabijać rodaków, albo zdezerterować i uciekać przed sądami wojskowymi - powiedział Reutersowi powołany do wojska prawnik, który zastrzegł sobie anonimowość w obawie o swoje bezpieczeństwo. Do służby wracać nie zamierza.
Oficer armii syryjskiej, z którym Reuters skontaktował się w mieście Hims sądzi, że zaledwie połowa z powołanych do wojska w ostatnich miesiącach faktycznie stawiła się na wezwanie. Ów oficer przyznał, że wiele oddziałów poniosło ciężkie straty w walkach z rebeliantami.
- Brakuje ludzi. Mnóstwo żołnierzy zostało zabitych, mamy do czynienia z dezercjami - powiedział ten oficer, zastrzegając sobie anonimowość podobnie jak wszyscy, z którymi agencja rozmawiała, przygotowując ten materiał. Dodał, że zapotrzebowanie na rezerwistów zwiększyło się w ostatnich dwóch miesiącach, zwłaszcza od czasu nasilenia się walk w Damaszku i Aleppo. Nie wykluczył pełnej mobilizacji, "jeśli sytuacja pogorszy się w nadchodzących miesiącach". Reżim Asada nie publikuje pełnych danych o ofiarach w siłach zbrojnych. Opozycyjne Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka twierdzi, że zginęło prawie 6 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy sił bezpieczeństwa.
ja, PAP