PR-owski efekt konwencji - zwracają uwagę komentatorzy - będzie tym słabszy, że ogłoszone w piątek dane o wciąż niedobrej sytuacji na rynku pracy dostarczają dodatkowej amunicji Republikanom do atakowania prezydenta. Przemówienie Obamy na zakończenie trzydniowego zjazdu Demokratów uzyskało nie najlepsze oceny, i to nie tylko wśród konserwatywnych komentatorów, zwykle nieprzychylnych prezydentowi.
Zabrakło propozycji i inicjatyw
"Wystąpienie prezydenta na konwencji zawierało zbyt mało szczegółów na temat jego planu na drugą kadencję" - napisał "Washington Post" w artykule redakcyjnym. "Demokraci nabrali ryzykownego przekonania, że wyborcy będą się kierować nie tylko obecnym stanem gospodarki, lecz także tym, który kandydat oferuje bardziej moralną wizję tożsamości i przyszłości Ameryki" - napisał publicysta dziennika Greg Sargent.
Podobną opinię wyraża czołowy komentator "New York Timesa" David Brooks. "Ani w przemówieniu Obamy, ani w żadnym z około 80 innych na konwencji nie było żadnych nowych, wielkich propozycji czy inicjatyw" - napisał Brooks. Jego zdaniem konwencja zaprezentowała defensywną, asekuracyjna postawę Demokratów.
"To jest partia nie z programem zmian, tylko ochrony status quo, zdecydowana bronić rządu w każdej formie" - czytamy w jego artykule. Autor sugeruje, że takie zaniżenie ambicji nie zainspiruje niezdecydowanych wyborców do głosowania na Obamę.
Konwencja nie dla niezdecydowanych
Komentatorzy telewizji CNN są zdania, że podobnie jak konwencja Republikanów w Tampie w zeszłym tygodniu, zjazd Demokratów w Charlotte miał na celu głównie zmobilizowanie i zmotywowanie do głosowania bazy wyborczej partii i nie był skierowany do wahających się, centrowych wyborców.
Stąd dominacja populistycznych i lewicowych motywów w przemówieniach demokratycznych polityków i działaczy w Charlotte. Kładli oni nacisk na krzywdy słabszych grup społecznych w wyniku kryzysu i recesji, rosnące nierówności w USA, i atakowali Republikanów jako rzeczników "1 procentu" najzamożniejszych Amerykanów.
Z tego względu obie konwencje - jak powiedział jeden z komentatorów w CNN - prawdopodobnie nie zmienią specjalnie dotychczasowych nastrojów społeczeństwa i rozkładu preferencji wyborczych. Zadecydować o nich mogą dopiero debaty telewizyjne kandydatów, które odbędą się w październiku.
ja, PAP