Według Elham Saudi wtorkowy incydent jest konsekwencją braku rządów prawa w Libii oraz adekwatnej reakcji władz na akty przemocy, do których doszło w ostatnich miesiącach. - Śmierć ambasadora Chrisa Stevensa oraz pozostałych pracowników amerykańskiej placówki to tragedia, którą można było przewidzieć. W kraju panuje chaos, nie funkcjonuje system sprawiedliwości, a za dewastowanie obiektów religijnych i przemoc wobec pracowników międzynarodowych nikt nie ponosi odpowiedzialności - dodała.
Wtorkowa napaść na konsulat USA nie był pierwszym atakiem na amerykańskich dyplomatów w Bengazi. W czerwcu nieznani sprawcy podłożyli pod budynek placówki ładunek wybuchowy; nie było ofiar. Stevens, wówczas nowo zaprzysiężony ambasador, w wywiadzie powiedział: "Nasze stosunki z Libią pozostają bardzo dobre i mam nadzieję, że będą jeszcze lepsze". Zdaniem Saudi "zbaczaniem z tematu" byłyby dywagacje, czy wtorkowy incydent był formą zemsty radykalnych grup islamskich za film krążący w internecie, który został uznany za obrażający islam.
Jej zdaniem chodzi o to, że "w tym przejściowym okresie różne ugrupowania testują, jak daleko mogą się posunąć w zaprowadzaniu własnych porządków w Libii". "Jeśli nie ma odpowiedniej reakcji ze strony rządzących, idą coraz dalej. Po pierwszym ataku na konsulat można było spodziewać się kolejnego" - dodała. W ostatnich miesiącach kilkakrotnie dokonywano ataków na misje dyplomatyczne, w tym na konwoje szefa ONZ i ambasadora Wielkiej Brytanii, oraz dwukrotnie na biura Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża (MKCK).
W sierpniowym ataku na budynek tej organizacji w Misracie również mogło dojść do tragedii. Źródła w MKCK informowały wówczas, że pracownicy cudem uniknęli śmierci. Po tym incydencie Czerwony Krzyż zamknął przedstawicielstwa w Bengazi i Misracie.
Politolog i wykładowczyni na uniwersytecie w Bengazi Omelez Alfarsi uważa, że struktury państwa libijskiego są wciąż jeszcze bardzo słabe. "Ścierają się ze sobą różne ideologie, które wyłoniły się po upadku reżimu Muammara Kadafiego. Jedni wybierają dialog i metody demokratyczne, ale jest wielu, którzy wolą przemoc" - powiedziała Alfarsi.
Jej zdaniem Libijczycy muszą się nauczyć korzystać z demokracji. "Incydent w Bengazi jest manifestacją siły jednej grupy, która nie reprezentuje całego kraju" - podkreśla. Na konferencji prasowej po napaści na amerykański konsulat w Bengazi przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Mohammed Megarjef zapewnił, że libijskie władze zrobią wszystko, co w ich mocy, by chronić pracowników międzynarodowych organizacji przebywających w kraju. "Przepraszamy cały naród amerykański oraz cały świat" za to, co się stało - powiedział.
Dodał, że atak na amerykański konsulat należy rozpatrywać w kontekście innych incydentów, których celem było "zniszczenie libijskiej demokracji". Nawiązał w ten sposób do niedawnych ataków grup radykalnych salafitów na meczety sufich, wyznawców mistycznego odłamu islamu, który przez salafitów postrzegany jest jako nieortodoksyjny.
Gwałtowne protesty w Bengazi, a także w Kairze i Tunisie, wywołał wyprodukowany w USA film, który zdaniem protestujących obraża proroka Mahometa. Jest on w filmie przedstawiony jako oszust i kobieciarz, który aprobował molestowanie seksualne dzieci.
eb, pap