- Mitt Romney był bardzo dobrze przygotowany. To Romneyowi na dobrym występie musiało zależeć bardziej. Wszystkie siły zostały rzucone na ten odcinek. Republikański kandydat był miejscami aż nadto przygotowany, rzucał liczbami jak z rękawa. Chodziło o to, by Romney pokazał, że jest kompetentny i wie, o czym mówi - twierdzi Wiśniewski.
- Prezydent Obama wypadł nadspodziewanie blado, był rozkojarzony. Użył wielu argumentów, których używali jego stratedzy przez ostatnie miesiące. Nie starał się bić w słabe punkty Romneya, jak niedawno ujawnione wpadki. Nie starał się wykorzystać linii ataku, jeśli chodzi o karierę Romneya jako odczłowieczonego inwestora giełdowego. Można to usprawiedliwiać tym, że prezydentowi takie chwyty nie przestoją - wyjaśnia.
Kolejna debata prezydencka będzie w innym formacie, który powinien sprzyjać Obamie. Będzie to forma tzw. town hall meeting, czyli będzie możliwość zadawania pytań przez wyborców, przede wszystkim wyborców niezależnych - zaznacza.
prof. Zbigniew Lewicki o przedwyborczej debacie telewizyjnej prezydenta Baracka Obamy i republikańskiego kandydata do Białego Domu Mitta Romneya:
- Okazało się nagle, że Romney jest znacznie swobodniejszy, ładnie mówi, uśmiecha się i patrzy na swojego konkurenta. Obama jest spięty, zdenerwowany, mówi niewyraźnie, nie patrzy na Romney'a. Język ciała, jak i fakty były zupełnie niewłaściwe - ocenia prof. Zbigniew Lewicki.
- Tę debatę oglądało najwięcej Amerykanów, bo zawsze pierwszą ogląda najwięcej. Poza tym to była debata gospodarcza, która jest najbardziej interesująca - dodaje.
- Romney odzyskał dużo pola. Czy mu to wystarczy do wygrania wyborów - trudno w tym momencie ocenić, ale debata dała mu drugi oddech. Nie można wykluczyć, że ten drugi oddech dobrze wykorzysta - podkreśla.
Słabość Obamy podczas debaty wynikała głównie z jego zmęczenia. To był człowiek zniechęcony, bez zapału. Zupełnie inny Obama niż przed czterema laty. Wymagania urzędu sprawiły, że się zwyczajnie zmęczył. Obama wcześniej nie miał żadnego doświadczenia wykonawczego, niczym nie kierował, nie musiał podejmować iluś decyzji na godzinę. To była kwestia zmęczenia, a potem kwestia strachu. To było wyraźnie widać. Obama czuł, że traci grunt, że Romney nad nim góruje i kieruje debatą - twierdzi.
mp, pap