Oddziały tureckiego wojska na granicy natychmiast odpowiedziały otwarciem ognia artyleryjskiego - pisze Anatolia. Według gubernatora, pocisk, który spadł na terytorium Turcji w pobliżu wsi Guvecci, został wystrzelony przez syryjskie siły rządowe i był wymierzony w rebeliantów stacjonujących na granicy syryjsko-tureckiej. W tym czasie w pobliskiej syryjskiej prowincji Idlib armia rządowa prezydenta Baszara el-Asada prowadziła intensywne walki z rebeliantami. Tymczasem syryjska telewizja państwowa poinformowała, że wojska rządowe zabiły w Aleppo na północy kraju czterech Turków walczących po stronie rebeliantów.
4 października turecka armia po raz pierwszy ostrzelała cele po syryjskiej stronie granicy w odwecie za atak moździerzowy na przygraniczną miejscowość Akcakale, w którym zginęło pięcioro tureckich cywilów. Ostrzał Akcakale wywołał najostrzejsze napięcia między Ankarą a Damaszkiem od czasu, gdy w Syrii wybuchł konflikt wewnętrzny - powstanie przeciwko prezydentowi Asadowi rozpoczęło się od pokojowych demonstracji w marcu 2011 roku.
Po ostrzale tureckiego terytorium parlament tego kraju na nadzwyczajnym posiedzeniu zezwolił siłom zbrojnym na prowadzenie operacji militarnych poza granicami państwa, jeśli rząd uzna to za konieczne. Władze zastrzegły zarazem, że decyzja parlamentu ma podziałać odstraszająco. Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan ostrzegł, że jego kraj "nie jest daleko" od wojny z Syrią. Powtórzył, że Turcja "nie jest zainteresowana" konfliktem, ale podkreślił, że "ci, którzy próbują testować zdolność Turcji do odstraszania i jej determinację, popełniają fatalny błąd".
Turcja, niegdyś wspierająca Asada, dziś głośno domaga się jego odejścia. Przyjęła ponad 90 tys. uchodźców z Syrii, jak i zbiegłych z armii Asada generałów, którzy dołączyli do powstania.PAP, arb