Szef rządu izraelskiego ogłosił we wtorek, że wobec niemożności uzgodnienia z sojusznikami "odpowiedzialnego", oszczędnościowego budżetu, postanowił przeprowadzić wybory "jak najszybciej", po krótkiej, trzymiesięcznej kampanii.
Według ogłoszonych w czwartek wyników sondażu, przeprowadzonego dla izraelskiego dziennika "Haarec", sojusz, któremu przewodzi konserwatywny Likud premiera Netanjahu i w którego skład wchodzą prawicowe partie religijne i nacjonalistyczne, może zdobyć 68 na 120 miejsc w parlamencie. Byłyby to o dwa mandaty więcej, niż koalicja posiada obecnie.
Blok centrolewicowy wprowadziłby do parlamentu 52 deputowanych, a zatem nieco mniej niż w wyniku ostatnich wyborów - wynika z sondażu, który przeprowadził Instytut Demograficzny Dialog.
W sondażu opracowanym przez ośrodek TNS-Teleseker dla dziennika "Maariw" Likud uzyskał poparcie, dające mu 62 mandaty, a blok centrolewicowy - mniej niż 50 miejsc.
Samego Netanjahu w roli premiera widzi 58 proc. wyborców. Wśród jego przeciwników najsilniejszą pozycję wydaje się mieć była szefowa izraelskiej dyplomacji Cipi Liwni, która uzyskałaby 28 proc. głosów. Zaraz za nią sytuuje się w sondażach ekspremier Ehud Olmert z 24 procentami głosów.
Przywódczyni Partii Pracy Shelly Jachimowicz zdobyłaby 17 proc. głosów, obecny lider centrowej partii Kadima Szaul Mofaz - ok. 16 proc, a minister obrony Ehud Barak - 15 proc. głosów.
Niespodziankę w wynikach sondaży stanowią dwie rywalizujące między sobą partie centro-lewicowe: Partia Pracy i nowe ugrupowanie centrowe Jesz Atid (Jest Przyszłość), na którego czele stoi dziennikarz Jair Lapid. Każdemu z nich sondaże dają po 17 mandatów.mp, pap