Były ambasador Białorusi zaprzeczył tym - jego zdaniem - prowokacjom w wywiadzie, którego udzielił w Tokio rosyjskiej agencji ITAR-TASS. Powiedział, że kończy swój pobyt w Japonii i w grudniu będzie w domu. "Nie zamierzam prosić o azyl polityczny" i "nie rozumiem, kto stoi za tą prowokacją".
Również amerykańska ambasada w Tokio kategorycznie zaprzeczyła w poniedziałek, jakoby były ambasador Białorusi znajdował się na jej terenie.
Tymczasem rzecznik MSZ Białorusi Paweł Łatuszka powiedział agencji BIEŁTA, że w poniedziałek odbędzie się spotkanie attache białoruskiej ambasady w Japonii z przedstawicielami tamtejszego MSZ. "W trakcie spotkania zostanie wyjaśnione, że Piotr Krauczanka został zwolniony ze stanowiska ambasadora, powinien złożyć wszelkie dokumenty placówki i wrócić do Mińska" - podkreślił Łatuszka.
Tymczasem były wiceminister spraw zagranicznych Białorusi, związany obecnie z opozycją i broniącą praw człowieka organizacją "Karta'97", Andrej Sannikau, powiedział, że jego - jak je nazwał - poufne źródła potwierdzają, iż Krauczanka nie zamierza powracać na Białoruś.
"A to oznacza, że w krótkim czasie na Białorusi należy oczekiwać politycznych zmian. Krauczanka był zawsze taką +chorągiewką na dachu+, co pokazywała, z której strony wiatr wieje, w tym wypadku - wiatr zmian" - powiedział Sannikau.
Na początku lat 90. Krauczanka był ministrem spraw zagranicznych, potem znalazł się w szeregach opozycji w ówczesnej Radzie Najwyższej (tak nazywał się przed rozwiązaniem go przez prezydenta Łukaszenkę białoruski parlament) XIII kadencji. W roku 1998, nieoczekiwanie dla wszystkich, został wyznaczony przez głowę państwa na ambasadora w Japonii.
Według Sannikowa, wypadek Krauczanki nie jest wyjątkiem - niedawno o azyl w USA poprosił jeden z pracowników tamtejszej białoruskiej ambasady. Informacji tej nie potwierdza jednak MSZ w Mińsku.
em, pap